I znowu Single pod Smrkiem

Sobota, 4 sierpnia 2012 · Komentarze(3)
Ostatni dzień w Izerach, a pomysłów mieliśmy na kilka wycieczek. Wiadomo, że Single pod Smrkiem warto odwiedzić, ale tam już byliśmy kilka razy i wiedzieliśmy, że niczym nowym nas nie zaskoczą. Chcieliśmy też zaliczyć taką typowo górsko - wyprawową wycieczkę, ale znowu wiadomo też, że na singlach będzie nam się podobało.
No to połączyliśmy oba pomysły.
Przejazd przez Halę Izerską - i już jest +10 do "wyprawowości"




A że Single są pod Smrkiem, to trzeba było się dostać na Smrk. Na podjeździe znowu spotkaliśmy kilkoro prowadzących zawodników XC. Zwykle w takich momentach myślę sobie "A może oni wiedzą o czymś o czym ja nie wiem. Może tu nie można jeździć rowerem i tam wyżej łapią strażnicy?".
Na górze strażników nie było, ale za to był początek zjazdu. Nasz wybór padł na zielony szlak z Polskiego Smreka. Jeszcze nigdy tamtędy nie jechaliśmy, a wiedzieliśmy, że może nam się spodobać, bo był to jeden z odcinków specjalnych zawodów Enduro Trophy i panowie piszą o nim tak: "W skrócie – walka o życie. Wśród lokalesów zwany Holy Trail, a przez przyjezdnych Holy Shit". Faktycznie było fajnie :) A sprawy nie ułatwiał fakt, że wczorajsze deszcze spowodowały, że szlakiem płynęła rzeczka.
A szlak na naszych zdjęciach jak zwykle zwykle wygląda jak płaska polna droga :)






A końcówka szlaku to miły szybki leśny singiel




Poza tym szlak miał jeszcze jeden plus. Wyjeżdżało się nim prawie prosto na single po polskiej stronie - single nad Czerniawą.
Jazda - wiadomo, super. Nie trudno, ale z ciągłym "flowem" (to chyba nie tak się odmienia :)


A na takim mostku Adam się poślizgnął i wpadł do rowu. Na szczęście ja tego nie widziałam :)


Dotarliśmy do już otwartego Singletrek Centrum. Wcale nie przesadzę jak napiszę, że na miejscu było ok 300 rowerzystów. Zostaliśmy tam chyba z godzinę. Atmosfera miła: piwko, grill, a Adam cały czas patrzył się na Czeszki :) Przyznaję, że faktycznie miał na co. Na miejscu organizowany był chyba jakaś szkółka techniki jazdy dla pań. Dziewczyny jeździły po wąskich kładkach:


I na pump tracku.




Szkoda, że u nas się nie organizuje czegoś takiego (albo ja nic o tym nie wiem). Może wtedy więcej ludzi podjeżdżałoby na Smrk :)
A na pump tracku postanowiłam pokazać "jak to się robi" :P


A jak mówiłam, na miejscu zbudowane całe małe rowerowe miasteczko


Niestety trzeba było odkleić wzrok od Czeszek i się stamtąd zabrać. Powrót był planowany przez Stóg Izerski. A że my mieliśmy siły na jeszcze jeden podjazd, a na Stóg jest wyciąg, to postanowiliśmy pojeździć jeszcze trochę po Singlach na Zajęczniku koło wyciągu.


Zjazd ze Stogu przyjemnym zielono-żółtym, a potem do Chatki Górzystów, gdzie jeszcze na szczęście czekała na nas pyszna kartoflanka. Robiło się już późnawo, ale to wcale nie wada, bo dzięki temu przy zachodzącym Słońcu widoki są jeszcze ładniejsze.


Profil wyszedł śmieszny. Ale zapewniam, że wcale nie wracaliśmy tą samą trasą :)Na profilu single niby wyglądają na płaskie, ale wcale takie nie są. Po prostu nie są strome. I można się na nich zmęczyć, bo nawet jak jest w dół, to cały czas się pedałuje żeby było jeszcze fajniej :) A cała trasa wyszło stosunkowo długa - 78km. Ale mieliśmy czego chcieliśmy. Były single i była jazda po górach. No i było super! :)

No i znowu 440m zrobione wyciągiem.

Górski pies niepospolity

Piątek, 3 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Tego dnia od rano padało, co zresztą nam całkiem pasowało, bo musieliśmy jechać załatwić pewne tajemnicze interesy w Jeleniej Górze.
Późnym popołudniem zaczęło się rozpogadzać, interesy pozałatwiane, dlatego nie zostało nic innego jak iść na rower. Jednak Adam uznał, że jemu nie chce się nigdzie jechać, bo już jest po 18 i tak nigdzie nie dojedziemy. A że ja jestem niewyżyta (no... bywam), postanowiłam sobie znaleźć innego towarzysza, który na pewno się ucieszy z mojej propozycji.

O jak bardzo się cieszył :)


Początkowo plan był super krótki: pojechać na Rozdroże pod Cichą Równią i zjechać narciarskim szlakiem biegowym. Wtedy wycieczki wyszłoby ok 6km.
Jednak nie doceniłam Bąbla :) Na Rozdrożu nie dawał absolutnie żadnych oznak zmęczenia. Jak zwykle się popisywał i robił sztuczki:


Dlatego postanowiłam, że podjedziemy jeszcze do dolnej części Kopalni Stanisław. Niestety Bąbel na podjeździe zachował się bardzo brzydko i zeżarł jakieś świństwo. Kara musiała być. A tą karą był podjazd na sam szczyt kopalni :)

Pies zdobywca - tak wysoko Bąbel jeszcze nigdy nie był :)


A tutaj kopalnia już bez psa


Zjechaliśmy do dolnej części kopalni (Tzn ja zjechałam, Bąbel na razie nie ma rowerka). Tam zawsze są ładne widoki na Karkonosze, a teraz jak jeszcze akurat zachodziło słońce to aż żal byłoby nie zrobić żadnego zdjęcia. Szkoda tylko, że Adam nie dał się namówić - pewnie zrobiłby ładniejsze zdjęcia dużym aparatem.




Później przyszedł czas na powrót - wcale nie najprostszą drogą, tylko niebieskim szlakiem przez Zwalisko. Bąblowi już chyba trochę się znudziło, bo już biegł trochę wolniej. Wersji, że się zmęczył nie dopuszczam do możliwości, bo ten pies jest chyba cyborgiem :)

Ja zrobiłam jakieś 18km, a on musiał przebiec chyba z 25. Wiadomo jakie psy kręcą kółka wokół właścicieli.

Adam czekał na nas z aparatem w oknie :) Na smyczy Bąbel był tylko na końcówce, do przejścia przez ulicę


A przy blasku zachodzącego słońca, sama z psem w górach czułam się o tak:


kto wie skąd jest ta grafika? :)

Przy okazji Adam porobił kilka ładnych zdjęć zachodu słońca






Znowu nieizerskie Izery

Czwartek, 2 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Postanowiliśmy powtórzyć kilka zjazdowych atrakcji polecanych m.in przez miejscowego Malaucha z emtb, które zresztą przejechaliśmy już w zeszłym roku i bardzo nam się spodobały. Były to:
- zielony szlak na Rozdroże Izerskie - jedni o nim piszą "nie dało się jechać, ciężko było nawet sprowadzać, trzeba było zawrócić", drudzy "jeden z najfajniejszych zjazdów w Izerach". My już tam byliśmy i wiemy, że bliżej nam do drugiej opinii. Ten wyjazd też to potwierdził. Teraz nawet było fajniej, bo sucho i szlakiem nie płynęła rzeka, co w zeszłym roku utrudniało zjazd.
Jedno zdjęcie ze szlaku, który na zdjęciu oczywiście wygląda jak płaska polna droga...


- niebieski szlak z Sępiej góry - był to OS5 w zawodach Enduro Trophy w Świeradowie Zdroju w 2010 i 2011r. Podobnie jak w poprzednim przypadku. Dostaliśmy dwa rodzaje rad. "Izerski klasyk, super zjazd" i "nie jedźcie tam! Ten Malauch chyba nie wie co mówi!". No to my znowu pojechaliśmy :) Zjeżdżaliśmy tamtędy trzeci raz i muszę przyznać, że za każdym razem idzie nam lepiej. Mimo, że coraz lepiej, to jeszcze sporo nam brakuje do takiego czasu jaki osiągnął zwycięzca klasyfikacji zjazdowej w Enduro Trophy - Tomasz Dębiec, który nagrał swój zjazd na filmiku:


A my z całego zjazdu mamy tylko jedno zdjęcie :)

Będzie też filmik, ale najpierw Adam musi go zmontować

No ale ja tu rozprawiam o szlakach, które mają łącznie jakieś 3km, a jednak wycieczka liczyła trochę więcej km :)
Na początku pojechaliśmy do Orla - na tym odcinku towarzyszyli nam rodzice. Gdzieś na podjeździe mama podpierdzieliła mi rower :)




Potem przez Zwalisko do wspomnianego zielonego szlaku, a dalej jakimiś nieoznakowanymi drogami przez Grzbiet Kamieniecki dotarliśmy na szczyt też wspomnianej Sępiej.
Grzbiet Kamieniecki Adam określa jako "supernudny" i mówił, że jakby nagle spadł z roweru, to znaczy, że zasnął. A mnie tam się podobał :) Może nawierzchniowo faktycznie nudnawy (asfalt, szuter i trawa z kałużami), ale za to wszędzie rosły brzózki, które ja bardzo lubię, bo tworzą okolicę bardzo sielską. Prawda?


Z Grzbietu Kamienieckiego mamy też panoramkę, która po kliknięciu otwiera się w pełnym rozmiarze


Ze szczytu Sępiej mamy dwa widoczki




Na zjeździe z Sępiej spotykamy turystów którzy krzyczą
-O Boże! Czy to jest bezpieczne?!
-Oczywiście, że nie :)

My pojechaliśmy dalej wśród dźwięków "dup jeb jeb" wydawanych przez rowery na zjeździe, i usłyszeliśmy jeszcze "O Jezu! Rowery popsują!" :)

Po małych perypetiach z wyciągiem na szczęście udało nam się nim wjechać na Stóg Izerski i odrobić straconą wysokość.


Stamtąd zjechaliśmy miłym czerwonym, na którym był też jeden krótki podjazd, który wziął nas z zaskoczenia :)


Dojechaliśmy do Chatki Górzystów, gdzie zdecydowaliśmy, że nie chce nam się wracać najprostszą drogą czyli szutrem/asfaltem, tylko podjedziemy jeszcze kawałek m.in. fajnym niebieskim z kładkami


A później zjechaliśmy jakąś trasą narciarstwa biegowego, która była zaskakująco przyjemna


Na koniec profil trasy. 440m w pionie zrobione wyciągiem.

Leniwie tylko w dół wzdłuż Kamiennej

Wtorek, 31 lipca 2012 · Komentarze(3)
Kategoria Karkonosze
Jako, że oboje z Adamem jesteśmy bardzo leniwi (a szczególnie Adam :P), tego dnia postanowiliśmy stoczyć się w dół. Najpierw dojazd do czarnego szlaku, który prowadzi wzdłuż potoku Kamieńczyk, potem zielonym wzdłuż rzeki Kamiennej, a potem niebieskim dalej wzdłuż Kamiennej.
Tak dokładnie opisuję trasę, bo chciałam ją polecić też innym. Czasem przypomina ona szlak wzdłuż Dunajca w Małych Pieninach, bo jest widokowo bardzo ładna (od momentu wjechania na zielony szlak, ten nie oddala się od brzegu rzeki dalej niż 50m), a do tego jest fajniej niż wzdłuż Dunajca, bo nie jedzie się z grubsza płaskim szutrem, tylko cały czas zjeżdża się w dół drogą z bardzo fajnymi kamyczkami.

O, takimi kamyczkami:




Czasem szlak daje chwilę wytchnienia od kamieni i pozwala spojrzeć w lewo na rzekę


Aha, zapomniałam napisać, że kawałek tej trasy prowadzi przez park narodowy, czyli niestety nie wolno po nim jeździć rowerem. Ale my jesteśmy złymi ludźmi i i tak pojechaliśmy :) (Kasjer sprzedał nam bilety wstępu do parku bez słowa o rowerach).
I dobrze, bo dzięki temu mogliśmy dalej pojechać takim ładnym szlakiem:


Gdzieś na trasie Adam się wywala, zdzierając się przy tym mocnawo (bo ochraniacze są niewygodne), a przy okazji przedziera oponę w dwóch miejscach. Dlatego decydujemy o przedłużeniu wycieczki aż do Jeleniej Góry, gdzie Adam kupuje sobie nową oponę.
Powrót pociągiem, co Adamowi - "kolejofanowi" najbardziej się podobało z całej dzisiejszej wycieczki. Bo faktycznie trasa pociągiem też bardzo ładna widokowo.

Zittauer Gebirge i nagie Niemki

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · Komentarze(9)
Będąc na wywczasie w Izerach byliśmy stosunkowo blisko od niemieckiego pasma Zittauer Gebirge, o którym słyszałam, że można po nim miło pojeździć rowerem. Byliśmy już w fajnym miejscu (Jakuszyce), a samochodem jechaliśmy prawie 100km, żeby powczasować gdzie indziej. W dupach się poprzewracało :)
Samochodem dojechaliśmy do Zittau i tam go zostawiliśmy, krążąc uprzednio mocno, żeby znaleźć jakiś bieda-parking, bo w kieszeni tylko złotówki. Dojechaliśmy do Olbersdorfer See gdzie zaczynał się nasz track zaplanowany na podstawie jakiegoś niemieckiego pisma rowerowego i wycieczki ze zlotu emtb.pl. Nad jeziorem trochę pobłądziliśmy wbijając się niechcący na plażę nudystów. Zawsze jak słyszę "plaża nudystów" to przed oczami mam szczęśliwych, pięknych młodych i nagich ludzi. Taki obraz Edenu. Może na innych tak jest, w każdym razie na tej przy Olbersdorfer See byli tylko starzy i grubi Niemcy. Ale nadzy Niemcy to nic. Tam co gorsza były nagie Niemki! (Albo może Niemcy z cyckami. W przypadku Niemek to jednak trudno rozróżnić :P)
Po tym doświadczeniu wzięliśmy się w garść i pojechaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, bo na cudzych zdjęciach bardzo spodobały nam się wielkie twory skalne, które występują tam na każdym kroku. Dodatkowo szlak też był często miły.
O, np taki:


W towarzystwie takich skałek pomknęliśmy dalej w kierunku góry Hochwald. Niskie to takie (749 m n.p.m.), ale jakie cholerstwo strome. Przynajmniej od tej strony, od której podjeżdżaliśmy (niebieski szlak wzdłuż granicy). Zmęczyła mnie ta góra mocno, ale że nie chciałam umierać na obczyźnie to ponownie wzięłam się w garść i podjechałam.
Na górze eleganckie schronisko i płatna wieża widokowa. My niestety nie skorzystaliśmy ani z jednego ani z drugiego, bo w kieszeni wcale nie przybyło tam euro.
Na szczęście widoki było widać nie tylko z wieży widokowej:


Potem przyszła pora na zjazd. W niemieckim piśmie rowerowym Adam wyczytał, że
a) podjazd na Hochwald jest ciężki i gratulacje dla tych, którzy podjadą go w całości (zgadzam się)
b) zjazd jest trudny i emocjonujący (niestety nie zgadzam się). Zjazd był, owszem, stromy, ale prowadził taką tam prawie szutrówką:




Podczas zjazdu wciąż towarzyszyły nam wszędobylskie skałki i np taka malownicza skalna brama:


Jechaliśmy sobie dalej podziwiając skałki po drodze i czasem robiąc sobie zdjęcia przy nich pozując na zjazdach:




A czasem było widać mniej skałek, ale my i tak robiliśmy sobie zdjęcia pozując na zjazdach:




Aż w końcu tak sobie miło jadąc dojechaliśmy na górę Johanisstein, a tam to już w ogóle zrobiliśmy sobie dużo zdjęć na zjeździe, bo zjazd z niej był bardzo fotogeniczny i miły:




A z początku zjazdu powstała nawet panoramka ze mną wypinającą tyłek. Można nawet kliknąć i powiększyć aby zobaczyć mój wypięty tyłek i widoczek w powiększeniu. Po lewej widać jak ładnie ciągnie się ten singlowy zjazd.


W dalszej trasie również zdarzały się miłe single


Dotarliśmy do miasta Oybin, pyknęliśmy zdjęcie ruin na górze Oybin...


I pojechaliśmy dalej jechać wśród skałek i dotrzeć do tej najsłynniejszej - Kelchstein. Odkąd moja mama powiedziała, że to jest popiersie murzyna to ja przestałam widzieć tam grzybek i faktycznie widzę, że zaznaczają się tam oczy, nos i murzyńskie usta :)


Obfotografowaliśmy murzynka ze wszystkich stron...


...i ruszyliśmy dalej, gdzie napotkaliśmy kolejne skałki:


Powrót do samochodu w Zittau, a po drodze wieczorne zdjęcie Olbersdorfer See bez nagich Niemców

Z rodzicami po Izerach

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(4)
Część tegorocznych wakacji spędziliśmy bardzo rodzinnie: do Jakuszyc pojechaliśmy nie tylko z psami, ale również z rodzicami! (każdy z własnym rodzicem po jednej sztuce: Adam zabrał ojca, a ja mamusię.
Na pierwszą wycieczkę po Izerach pojechaliśmy wspólnie.

Wspięliśmy m.in na Sine Skałki. Adam jak zwykle podjechał pierwszy i dzięki temu mógł zrobić nam zdjęcia


Pod koniec jest całkiem stromo, ale to wcale nie speszyło naszych rodziców :)


Podczas robienia tego zdjęcia moja mama mówiła "to nie jest sport dla starych ludzi!!" A ja mówię, że na popych to nawet stara maszyna pojedzie :P


Był podjazd, to teraz kolej na zjazd. A ten miał prowadzić żółtym szlakiem do Chatki Górzystów, który sprawił trudności niejednemu górskiemu rowerzyście i nawet przez to zyskał miano rozwodowego. Chciałam zapytać czy może nie pomóc mamie sprowadzić roweru, bo nie jechała bynajmniej na rowerze górskim, tylko na sztywnej krossówce z wąskimi oponkami. Ale gdzie tam pomóc sprowadzać! Ja się odwracam a mama jedzie!


W końcu po kimś muszę mieć to zamiłowanie do szaleństwa na zjazdach :P


Ominęła mnie i moją opadniętą szczękę i mówi "no co, wychyliłam się do tyłu tak jak mówiłaś i tak wszystko da się zjechać" :)


A ojciec Adama zjechał tak szybko, że nawet nie zdążyłam go sfotografować :) Na szczęście Adam zdążył


Zjazd zjazdem, ale ważne jest również dokąd on prowadził. Otóż wszystkie drogi w Izerach prowadzą na naleśniki :)
Chyba nie powinnam wrzucać takiego kompromitującego zdjęcia, ale co tam :P


Potem przez Halę Izerską...


...z małym postojem nad rzeką z sesją zdjęciową
Adam robił


A Matka z córką pozowały


Z Hali odbiliśmy na żółty szlak, żeby niekoniecznie legalnie, ale za to miło podjechać do Izerki


A z Izerki miło zjechaliśmy zielonym szlakiem. Zjazd bardzo polecam. Jest dość krótki, ale za to naprawdę miły. Średnio stromy, cały prowadzi singlem i usiany jest kamieniami i korzeniami. Dlaczego takie szlaki nie są oznaczone jako rowerowe ja się pytam?!




Potem przez Orle szybko do domu, bo niestety goniła nas burza. Ale nie dogoniła. Tacy szybcy jesteśmy :P

Na początku wspominałam, że na wakacjach byliśmy z psem. A czy wspominałam też, że to jest latający pies? Na spacerze po burzy mieliśmy okazję się o tym przekonać.


Klamki custom yeah

Środa, 25 lipca 2012 · Komentarze(4)
Kategoria Chała :)
Musiałam załatwić pewną tajemniczą sprawę na mieście, więc pojechałam rowerem. No dobra, zbudowałam napięcie (?) na wstępie jak Hitchcock to teraz mogę wyznać, że sprawa wcale nie jest tajemnicza. Odbierałam moje nowiusieńskie hamulce z serwisu po odpowietrzeniu. A musiały być odpowietrzone, bo mi kolor nie pasował :) Na szczęście z pomocą przyszedł Adam i okleił mi klapki na klamkach na kolor, który mi już pięknie pasuje :)

Teraz wyglądają tak (wcześniej ten element był czerwony):


A przy okazji wstąpiłam też do babci. Niestety nie na smaczny obiadek, jak to się jeździło w starych dobrych czasach, tylko na cmentarz. Stary Cmentarz jak zwykle mnie zachwycił i zrobiłam tam też kilka zdjęć.


Prawda, że pięknie? Tak ładnie, że kiedyś z przyjemnością sama się tam położę :)


Tropem dziadka, czyli życiowa życiówka

Sobota, 14 lipca 2012 · Komentarze(17)
Z Adamem wybraliśmy się na prawie romantyczną wycieczkę. Romantyczną, bo we dwoje, a prawie, bo Adam przez pół wycieczki miał zły humor i najchętniej zakopałby mnie gdzieś w lesie (i pewnie nawet kwiatka by nie położył, więc romantyzmu absolutnie brak). Z tego powodu mieliśmy zawracać kilka razy, ale ostatecznie jednak dotarliśmy do celu.
Romantyczne były za to sielskie drogi


A celem był Rylsk. Wieś jak wieś, z tą różnicą, że w czasie okupacji mieszkał tam mój dziadek. Mieszkał dokładnie w tej gorzelni




Widać, że budynek kiedyś był ładny, a teraz czeka na wyburzenie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku dworku nieopodal gorzelni


Kiedyś naprawdę ładny budynek. Należał też do jakiejś tam rodziny. Po wojnie budynek Państwo postanowiło przeznaczyć na szkołę, która mieściła się tam przez kolejnych kilka lat. Później szkoła się wyniosła i od tej pory dworek stoi i niszczeje. Pozwolę sobie wrzucić jeszcze cudze zdjęcie, bo to nasze nie oddaje całości


Najśmieszniejsze jest to, że grzebiąc trochę w internecie znalazłam ofertę sprzedaży tego dworku. I to chyba nie jest żart, bo oferta pojawia się w kilku miejscach :) Haha, dobre sobie. Ja się tam prawie bałam wejść do środka, żeby mi nic na łeb nie spadło, a ktoś to chce sprzedawać :)

Potem podjechaliśmy zobaczyć jeszcze kościół w pobliskim Lewinie




Tamtejszy ksiądz chyba musi być wielbicielem ptaków, bo na każdym drzewie na terenie kościoła jest kilka budek dla ptaków i każda podpisana




Droga prowadząca z Rylska do Lewina jest naprawdę malownicza. Bardzo miło się tamtędy jechało, a że było z wiatrem to jeszcze milej :)


Dodatkowo w tamtym rejonie jest mnóstwo sadów z jabłkami i wiśniami.
Jabłka jeszcze niedojrzałe, ale wiśnie pierwsza klasa :)


Dotarliśmy do Rylska, w nogach jakieś 90km i trzeba jakoś wrócić. Pociągiem oczywiście :) Ale to nadal nie rozwiązuje sprawy, bo do pociągu trzeba jeszcze jakoś dojechać. Do Skierniewic jest bliżej, ale do Żyrardowa z wiatrem. A wiatr mocny. No to decyzja podjęta.
Przez całą drogę na dworzec byliśmy pewni, że zaraz zmokniemy. Wiało mocno, robiło się coraz ciemniej (nie przez porę, przez ciemne chmury) a my mamy jeszcze jakieś 50 km na pociąg. W pewnym momencie nawet schowaliśmy całą elektronikę do foliówki i tylko czekaliśmy.
A tu niespodzianka. Nie zmokliśmy :) Weszliśmy na dworzec, a minutę później zaczęła się ulewa. A dworzec w Żyrardowie jest naprawdę ładny.


Prawda, że wygląda trochę jak hotel?


A w środku tak


A tak przy okazji to walnęłam życiówkę. 148,5km. Zupełnie niespodziewanie. Wyszliśmy z domu po 11, mieliśmy jechać gdzieś na krótko, tak, żeby Adam nie zdążył mnie zabić, a tu myk myk i życiówka. Wiem, że dla większości z was to nic takiego, bo przejeżdżacie tyle na krótkiej wycieczce przed pracą, ale ja się sama sobie zdziwiłam :) Tym bardziej, że przez pierwsze 70km jechaliśmy prawie bez postoju, żeby zminimalizować ilość sytuacji, w których Adam może popełnić morderstwo. Dodatkowo całość tylko na porannych kanapkach i jednej bułce słodkiej. W związku z tym kolejna wycieczka musi być na jakieś żarcie :)

Chciałam być jak siostry Kopciuszka

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Chała :)
A dlaczego? Bo prawie zgilotynowałam sobie piętę
Tak to jest, kiedy ciężko jest się wyzbyć przyzwyczajeń z górala i próbuje się zeskakiwać z wysokich krawężników nawet podczas jazdy mieszczuchem w japonkach (tzn ja w japonkach, nie mieszczuch).

Piosenki tym razem nie wrzucam, bo i tak nikt nie słucha. Za to wrzucę taki obrazek