Zittauer Gebirge i nagie Niemki
Samochodem dojechaliśmy do Zittau i tam go zostawiliśmy, krążąc uprzednio mocno, żeby znaleźć jakiś bieda-parking, bo w kieszeni tylko złotówki. Dojechaliśmy do Olbersdorfer See gdzie zaczynał się nasz track zaplanowany na podstawie jakiegoś niemieckiego pisma rowerowego i wycieczki ze zlotu emtb.pl. Nad jeziorem trochę pobłądziliśmy wbijając się niechcący na plażę nudystów. Zawsze jak słyszę "plaża nudystów" to przed oczami mam szczęśliwych, pięknych młodych i nagich ludzi. Taki obraz Edenu. Może na innych tak jest, w każdym razie na tej przy Olbersdorfer See byli tylko starzy i grubi Niemcy. Ale nadzy Niemcy to nic. Tam co gorsza były nagie Niemki! (Albo może Niemcy z cyckami. W przypadku Niemek to jednak trudno rozróżnić :P)
Po tym doświadczeniu wzięliśmy się w garść i pojechaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, bo na cudzych zdjęciach bardzo spodobały nam się wielkie twory skalne, które występują tam na każdym kroku. Dodatkowo szlak też był często miły.
O, np taki:
W towarzystwie takich skałek pomknęliśmy dalej w kierunku góry Hochwald. Niskie to takie (749 m n.p.m.), ale jakie cholerstwo strome. Przynajmniej od tej strony, od której podjeżdżaliśmy (niebieski szlak wzdłuż granicy). Zmęczyła mnie ta góra mocno, ale że nie chciałam umierać na obczyźnie to ponownie wzięłam się w garść i podjechałam.
Na górze eleganckie schronisko i płatna wieża widokowa. My niestety nie skorzystaliśmy ani z jednego ani z drugiego, bo w kieszeni wcale nie przybyło tam euro.
Na szczęście widoki było widać nie tylko z wieży widokowej:
Potem przyszła pora na zjazd. W niemieckim piśmie rowerowym Adam wyczytał, że
a) podjazd na Hochwald jest ciężki i gratulacje dla tych, którzy podjadą go w całości (zgadzam się)
b) zjazd jest trudny i emocjonujący (niestety nie zgadzam się). Zjazd był, owszem, stromy, ale prowadził taką tam prawie szutrówką:
Podczas zjazdu wciąż towarzyszyły nam wszędobylskie skałki i np taka malownicza skalna brama:
Jechaliśmy sobie dalej podziwiając skałki po drodze i czasem robiąc sobie zdjęcia przy nich pozując na zjazdach:
A czasem było widać mniej skałek, ale my i tak robiliśmy sobie zdjęcia pozując na zjazdach:
Aż w końcu tak sobie miło jadąc dojechaliśmy na górę Johanisstein, a tam to już w ogóle zrobiliśmy sobie dużo zdjęć na zjeździe, bo zjazd z niej był bardzo fotogeniczny i miły:
A z początku zjazdu powstała nawet panoramka ze mną wypinającą tyłek. Można nawet kliknąć i powiększyć aby zobaczyć mój wypięty tyłek i widoczek w powiększeniu. Po lewej widać jak ładnie ciągnie się ten singlowy zjazd.
W dalszej trasie również zdarzały się miłe single
Dotarliśmy do miasta Oybin, pyknęliśmy zdjęcie ruin na górze Oybin...
I pojechaliśmy dalej jechać wśród skałek i dotrzeć do tej najsłynniejszej - Kelchstein. Odkąd moja mama powiedziała, że to jest popiersie murzyna to ja przestałam widzieć tam grzybek i faktycznie widzę, że zaznaczają się tam oczy, nos i murzyńskie usta :)
Obfotografowaliśmy murzynka ze wszystkich stron...
...i ruszyliśmy dalej, gdzie napotkaliśmy kolejne skałki:
Powrót do samochodu w Zittau, a po drodze wieczorne zdjęcie Olbersdorfer See bez nagich Niemców