Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:202.65 km (w terenie 160.00 km; 78.95%)
Czas w ruchu:13:13
Średnia prędkość:15.33 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:50.66 km i 3h 18m
Więcej statystyk

Co dwa Spece to nie jeden

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(4)
Z Michałem mieliśmy się spotkać wczesnym popołudniem, ale jakoś nie wyszło i dopiero o 16 w składzie Michał, Adam i ja zaczęliśmy naszą jazdę. Po drodze na stacji kupiliśmy złote napoje energetyczne, żeby je wypić gdzieś w Grotnikach. W tym miejscu czekaliśmy na główną atrakcję tej wycieczki, czyli na Siwego na nowym rowerze. I na Pixona. Siwy oprócz roweru przywiózł jeszcze jedną wspaniałą rzecz. Chusteczki higieniczne :) Uratował mi nimi życie :P Rower naprawdę cycuś malina (czy jakoś tak się chyba mówi).
Po drodze do baru Modrzewiak, na jakimś podjeździe wszyscy usłyszeliśmy wielkie "TRACH!" a jakieś 3 sekundy później "Macie może skuwacz?". Okazało się, że to Siwy testował swój nowy rower z takim zapałem, że zerwał łańcuch. Dotoczyliśmy się jakoś do Modrzewiaka. Siwy nieźle dawał radę na najprawdopodobniej najdroższej hulajnodze świata :)
W barze wcale nie rozpaczaliśmy nad nieszczęściem Marcina, tylko kupiliśmy sobie po piwku, kiełbasie, kaszance itp. Po jakimś czasie Pixon, który wcześniej się odłączył przywiózł skuwacz. Następnie okazało się, że właścicielka baru miała cały "zestaw młodego mechanika rowerowego", a w nim skuwacz :)
Dalej w ciemnościach przez las i do domu, gdzie Adam z Michałem wypili za zakwasy w jakiś miesiąc w przód na zapas :)

W sumie jakieś kiepskie wyszły zdjęcia z tego dnia. Np ja z rozwianym dekoltem :)


Zachwycony Siwy


I rodzinne zdjęcie. Wyszłam na nim jak pedał :) Aż żal wrzucać :P

Łódzki Meksykanin

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(8)
Postanowiłam olać obowiązki i mimo niepewnej pogody wybrać się z Adamem na rower. Na początku jechało się raczej kiepsko, bo przez miasto, a żeby uniknąć głównych ulic, jechaliśmy jakimiś błotnymi zadupiami, które ani nie były urokliwymi przedmieściami, ani tajemniczymi zakamarkami ;] Po prostu syf i smród. Ale nie narzekam :P
Kiedy dotarliśmy już do lasu na Rudzie, postanowiliśmy trochę sobie odrobić i zaczęliśmy kręcić filmiki. Skutek załączam niżej. Prawda, że bajer? :P



Trzeba było nadać jakiś klimat tym przedmieściom, chociaż w rzeczywistości wcale takie nie były


Kiepsko przemyślane przejście podziemne. W efekcie zasuwaliśmy po schodach :)

Majówka i azoty

Niedziela, 2 maja 2010 · Komentarze(5)
Niestety dopiero teraz znalazłam trochę czasu żeby dodać wpis z majówki. W tzw międzyczasie robiłam różne rzeczy ciekawe i mniej ciekawe (głównie takie). Np w weekend zwiedzałam sobie zakłady azotowe w Puławach (niżej wrzuciłam parę zdjeć, dla kogoś, kto tak jak ja, lubi takie rzeczy)
Wracając do wycieczki: Z Adamem, Michałem I, Michałem II i Gosią późnym rankiem wybraliśmy się pojeździć po reszcie kampinoskich ścieżek, które tak spodobały nam się dnia poprzedniego. Gosia z Michałem II odłączyli się wcześniej żeby po swojemu pozwiedzać Puszczę. No i zostało grono czysto bikestatsowe :P
Ścieżki były naprawdę bombowe. Liczne mini podjazdy i zjazdy, a przede wszystkim prawie przy każdej leśnej ścieżce rowerzyści wyjeździli obok świetne singielki między drzewami.





Cmentarz w Palmirach


Adam napiera, Michał już naparł :)




"co naprawdę wydarzyło się wczoraj w bunkrach" wg Michała ;]


I obiecane zdjęcia z azotów. po moim pierwszym sukcesie bardzo mi się spodobała zabawa w programach graficznych ze zdjęciami, więc tymi te też trochę podopieszczałam. Tylko, że tym razem wybrałam program bardziej ambitny niż Paint :P





Z tym trochę przesadziłam, ale dopiero się uczę :)




I na koniec piec, który mnie zafascynował :)

Kuciu bi loo

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(5)
Zwykle w czasie wolnym jeździ się do jakiejś dziury, a my z Adamem, jak to często bywa, postanowiliśmy się wyróżnić i pojechać na weekend majowy do Warszawy. Michał zgodził się nawet żebyśmy zabrali ze sobą psa z ADHD, więc trzeba było pojechać (Tylko pies nie miał swojego linka, więc trzeba było jakiś stworzyć). Plan był taki, żeby objeździć jak najwięcej Puszczy Kampinoskiej.
Od rana zebraliśmy się grupą 5-osobową (+ Gosia i Michał), ale od rana wcale nie ruszyliśmy, bo trzeba było czekać do ok. 14 aż przestanie padać. Po 14 ruszylismy w stronę Kampinosu korzystając z promu Turkawka, którym dowodził prawdziwy marynarz. Miał koszulkę w biało - granatowe paski i podejrzewamy, że gdzieś w kabinie chował też papugę i drewnianą nogę :P
Dotarliśmy do opuszczonego Zapasowego Centrum Dowodzenia na wypadek wojny jądrowej, który mieścił się gdzieś tam w puszczy. Jest tam jakiś budynek, który wygląda jak szkoła, spory garaż i dwupoziomowy bunkier. Wleźliśmy do bunkra z jakąś lipną chińską latareczką, co chyba było błędem. W środku panował klimat całkiem ciężki, a na pewno był taki ze światłem jakie mieliśmy :)
Dalej pokręciliśmy się trochę po kampinoskich górkach, jednak trzeba było już powoli wracać, bo marynarz pracował tylko do 18:45. Po przeprawie przez Wisłę wstąpiliśmy jeszcze do baru "U Brudasa" (który podobno nazywa się "Przystanek Tarchomin"), gdzie wypiliśmy po piwie, zjedliśmy po kiełbasce i posłuchaliśmy pana grającego na gitarze i śpiewającego różne szlagiery, przy czym tych angielskich nauczył się tylko fonetycznie :) (Konkurs: Jaką piosenkę mam w tytule?)

Kolarze, kolarze :P




Gosia czuła się bardzo wakacyjnie :)


Jak mówiłam, klimat był ciężki. Jeden z Michałów stracił rękę


Ze światłem było całkiem przyjemnie, nawet sporo osób robiło sobie tam pikniki (albo po prostu łoili wódę)


Michał nie tylko schował się w bunkrze, ale także uzbroił się w dwie dziewczyny :)


Uroki Kampinosu




Przystanek piwosza