Ponownie obudziliśmy się w sobotę z ręką w nocniku bez żadnego planu. Wiadomo jak kończą się wycieczki rowerowe w stylu "wyśpijmy się, zjedzmy śniadanie, powolutku się wyszykujmy i idźmy na jakiś rower". Tym razem było dokładnie tak samo. Skończyliśmy u Józka na piwie. Może brzmi jakbym narzekała, ale w tak naprawdę bardzo lubię takie leniwe dni :) A do Józka przez poligon, gdzie też potrafi być ładnie:
Zabawy w piaskownicy. Właśnie przypomniało mi się takie profesjonalne określenie z piaskownicy jak "przekopka" :) bardzo bym chciała, ale nie wiem jak je wykorzystać w zdaniu w opisie wycieczki rowerowej.
Zdarzało mi się przejeżdżać różne trasy rowerem. Bywało nawet tak, że myślałam, że jakoś sobie nawet radzę. Teraz wyznanie (wcale nie jest łatwo): pokonał mnie krawężnik podczas dojazdu do pracy. Dziękuję za uwagę. Na osłodę muzyczka
Staś pojechał, Stasia trzeba było odebrać. Nastąpiło to przy tzw okazji, czyli bez specjalnych przygotowań w stylu spodenki i spdy w plecaku. Wracałam w takim oto stroju:
Niech mi ktoś powie, że "cycle chic" jest fajne i wcale nie jest niewygodne, to wyśmieję jeszcze głośniej niż robiłam to do tej pory.
Szczerze mówiąc nie wiem co to było za święto, bom poganka i bezbożnica, ale miło, że tak to sobie sprytnie załatwili i jest wolne od pracy. Niestety zamulałam z deczka i nie dojechaliśmy właściwie nigdzie. Za to fotki ze dwie się trafiły i to całkiem całkiem.
15km, dwie gumy i tylko jeden zapas. Adam szedł 7km домой, a ja wróciłam na Tomku. Nic tylko ślub z takim brać :) Tzn z Adamem, nie z Tomkiem. Zdjęć nie mam, bo troszkę krótkawo było, ale za to wrzucam taką tam piosenkę, która mi się podoba i nic na to nie poradzę, choćbym chciała :)
Ostatnio zaczęłam liczyć. Ciężko mi było w to uwierzyć, więc przeliczyłam jeszcze raz. Wyszło to samo. Ostatnio swoją nagość wystawiałam na opalanie jakieś 8 lat temu. Moje plecy, brzuch i górna część ud miały kolor w skali RGB = (255, 255, 255), a w skali CMYK = (0, 0, 0, 0). Trzeba było coś z tym zrobić i wrócić do starych czasów, kiedy nazywano mnie "latynoską" :) Pojechaliśmy z Adamem na opalanie połączone z kąpielą w rzecze Grabi. Wszystko było jak trzeba, był kocyk, książka i głośni współplażowicze. Zdjęcie wrzucam tylko jedno, bo inne zdjęcia są raczej rozbierane, a biały pogrubia :)