W domu kwas i bida z nędzą, więc na rower wszyscy pędzą. Na rowerze wcale nie lepiej, okolice Łodzi mogą się podobać tylko ślepej. Mimo to jeździć trzeba, bo inaczej w górach będzie gleba.
Blog rowerowy to pewnie nie jest najlepsze miejsce na przyznawanie się do takich rzeczy, ale łapię się czego mogę i szukam pochwał gdziekolwiek :) Otóż pierwszy naprawdę ładny dzień tego roku wykorzystałam wcale nie na jazdę rowerem. Co robi Marysia kiedy nie śpi? Lansuje się. I teraz też tak było - ale tym razem w nowej zabawce. Zabawka taka:
Uchh, jest fajnie :)
A kilometry wpisałam z jazdy rowerem do Lidla i z odwiedzin Adama na parkingu.
Mieszczuszkiem przemieściłam się na Gdańską, gdzie uczęszczam do pracy (zdanie nie do wymówienia dla obcokrajowca :) ). Praca pracą, a jak wróciłam zagłosowałam na trójkowy polski top wszech czasów. Jakby ktoś miał ochotę, to link jest tu. Tylko jeśli ktoś zagłosuje na jakieś T.love albo wilki to znajdę cię, zabiję twoją matkę, babkę, a potem spalę twój dom, rozumiesz? A tak a propos wrzucam takie oto:
Starzeję się. Brak ruchu, szybkie samochody, niezdrowe jedzenie, łatwe panienki... No, trochę się zagalopowałam, ale pierwsze 3 punkty się zgadzają. Jak posadziłam tyłek na siodełku po takiej przerwie (nie, nie byłam w ciąży), ledwo dojechałam do Józka na piwo. Już widziałam te nekrologi w gazetach "zmarła z powodu bólu dupy". Na szczęście jakoś poszło i po dojechaniu do domu mogłam się przesiąść do wygodnego autka :)