Z Adamem znowu pojechaliśmy pokręcić po mniej znanych zakątkach Łodzi, bo miło jest wreszcie poznać własne miasto.
A tak przy okazji napiszę, że na stronie radiowej trójki można głosować na coroczny top wszech czasów. Ja już zagłosowałam, ale 33 głosy to jednak za mało. Możecie też zagłosować, ale tylko wtedy jak będziecie dobrze głosować :P Nie psujcie mojej ulubionej listy Wilkami, Mariah Carey czy innymi takimi :) A ja w ramach zadośćuczynienia wrzucam piosenkę, na którą już niestety nie wystarczyło mi głosu.
A teledysk zajebisty :) Ludzie się żalą, że teraz przyszły takie nowe czasy, kiedy nie można odróżnić faceta od dziewczyny. Zgadzam się z tym, tylko że z jednym "ale". To nie jest problem tylko teraźniejszości, bo wydaje mi się, że w czasach rewolucji seksualnej mieli jeszcze trudniejsze zadanie :)
Z Adamem pojechaliśmy pozwiedzać trochę własne miasto, znaczy się Łódź. Pojeździliśmy m.in w okolicach Księżego Młyna, gdzie niestety nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia, bo Adam był na mnie zły i mówił, że zachowuję się jak rozlazły kisiel. A może budyń? :) Jakoś tak w każdym razie. Ale pozwiedzaliśmy też inne miejsca, z których jest kilka zdjęć. Np z parku Rejtana
Przejechaliśmy też koło nowego hotelu Hiltona, który jest fajny, bo układ okien w różnych odcieniach szarości tworzy kadr w filmu Zakazane piosenki, który był kręcony w Łodzi. Prawda, że fajne?
Kilometry z poniedziałkowego dojazdu do szkoły pokazać promotorowi prezentację na obronę. Prezentacja tak samo jak obrona odbyły się dzisiaj. No to mam kolejną i pewnie ostatnią piątkę w życiu :) (no chyba, że mi się zachce mieć jeszcze te dodatkowe szpanerskie dwie literki przed nazwiskiem, to wtedy może jeszcze jakaś piątka by wpadła :P) Dzisiaj rowerem nie pojechałam, bo by mi się kiecka zadarła :) Chociaż buty miałam chyba odpowiednie do jazdy rowerem, bo do chodzenia one na pewno się nie nadawały :P A tak nawiązując do tego wpisu: pracy nadal nie mam, ale za to w Battlefieldzie jestem coraz lepsza :)
I jak zwykle przy wpisach bez własnych zdjęć, kradnę cudze. Żeby nie obniżać magisterskiego poziomu dzisiejszego wpisu, zarzucę inteligenckim żarcikiem, który bardzo mnie rozbawił :)
Tłumy rowerzystów przyjechało na Wyścig Niepodległości w Łagiewnikach. My z Adamem też się tam pojawiliśmy, ale z okazji innej niż większość - z okazji imienin Marcina. Ja się oczywiście nie ścigałam, bo jeszcze bym się zmęczyła i co wtedy? :) Za to ścigali się Iza, Monika i Łukasz. Cała trójka stanęła na podium, więc ich zmęczenie chyba się opłaciło :)
Pucharowa rodzinka
Medalowa Iza
Czekaliśmy na dekorację, wymienialiśmy się obiektywami i takie tam
A potem miało być piwo imieninowe i owszem było, ale jakoś tak nie wiem dlaczego część grupy piła je w Modrzewiaku, a pozostała część w barze Pod Modrzewiem :) Po drodze była mała awaria Marcinowego roweru, ale MacGyvery nagwintowały patyk i można było jechać dalej :)
Do domu wracaliśmy z Mateuszem i po drodze urodził się pomysł (konkretnie ja urodziłam :P), żeby znowu pobawić się długim czasem otwarcia migawki w aparacie. Zaczęło się standardowo od napisów:
Ale nasze ambicje były większe, więc zaczęliśmy tworzyć świetlne obrazy. Adam, jakby nie patrzeć mgr sztuki, pokazał na co go stać :)
A potem znęcał się Mateusz
Tutaj modelem byłam ja. Mateusz chyba wziął sobie do serca moją prośbę "tylko zrób mi duże cycki!" :) Tylko nie wiem dlaczego jakoś mi tak spod pachy wystaje :P
Szczęście uśmiechnęło się do mnie bo tym razem 1 listopada nie towarzyszyłam rodzinie w "zadumie i refleksji" na cmentarzu. Złapałam lekki katar i oczywiście utrzymywałam wersję, że jestem obłożnie chora, więc zyskałam niezłą wymówkę na zostanie w domu. Dlatego dzisiaj wsiadłam na mieszczucha i pojechałam do babć i dziadka. Przy okazji kupiłam bilety na nocny maraton reżyserskich wersji Władcy Pierścieni :) Jeszcze nigdy nie widziałam żadnej z części w kinie, a pewnie wypada, więc nadrobię. A zamiast zdjęć taka oto pioseneczka. Jeszcze do niedawna moja ulubiona. Tak wrzucam, żeby pusto nie było, ale ciekawa jestem czy ktoś to odsłucha :)