Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:345.44 km (w terenie 127.00 km; 36.76%)
Czas w ruchu:17:51
Średnia prędkość:17.62 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:34.54 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Gdy jadę na rowerze

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(5)
Plan był taki, żeby znaleźć się nad wodą. Adam uznał, że rzeka Pilica w rejonie Zalewu Sulejwskiego będzie najelpszym wyborem. Spakowaliśmy ręczniczki i wio. Najpierw trzeba było przejechać przez całe miasto. Gdzieś w centrum, kiedy zobaczyłam McDonald's przypomniało mi się, że nie jadłam śniadania, więc zaliczyliśmy pierwszy postój. Niestety nie mogłam delektować się big maczkiem, bo Adam się wściekał, że mamy taki kiepski czas (wyruszyliśmy parę minut przed 11), a ja jeszcze opóźniam. Dlatego wsunęłam wszystko naprędce, co później mocno się na mnie odbiło, bo przez kolejne 20km... Hmmm... Mogłam jeszcze kilka razy delektować się big maczkiem :) Adam nawet z tej okazji ułożył piękną piosenkę, którą mi po drodze śpiewał:

Gdy jadę na rowerze
Marysia dąsa się,
Ja zaraz jej wpierdolę
i już nie będzie źle

Reszty zwrotek wolałabym nie przytaczać :)
Dalej już jechało się całkiem nieźle, do czasu kiedy zaczęłam sprawiać kolejne problemy :) Otóż zaczęła działać na mnie temperatura. Ja zwykle dobrze znoszę takie pogody, ale tym razem poczułam się bardzo kiepsko. Najdziwniejsze było to, że zaczęłam mieć dreszcze i zrobiło mi się naprawdę zimno :) W każdym razie, trzeba było zaliczyć dłuższy postój, który postawił mnie na nogi.
Rozłożyliśmy się nad rzeką, zanurzyliśmy się w wodzie, która była tak brudna, że brakowało w niej tylko pływających trupów :) Przez ten dłuższy postój z moim zgonem, nad wodą spędziliśmy tylko jakieś półtorej godzinki, ale w sumie dobrze się złożyło, bo już nam się zaczynało nudzić :) Niestety przez całą drogę wiozłam książkę, której nawet nie otworzyłam...
Dalej pojechaliśmy już na dworzec do Tomaszowa, skąd pociągiem udaliśmy się do Łodzi.

Zdjęcia wyszły tak kiepskie, że Adam każde z nich dość porządnie obrobił. Np moje zdjęcie robione z ręki na naszą klasę :P
Przed

Po


Powrót z plaży


Adam pozujący z gofrem




Niestety zdjęcia w półnegliżu nad wodą/w wodzie nie nadają się do publikacji. Za to mogę przybliżyć jak wyglądaliśmy razem na plaży :) Od prawej: Adam i ja :)

Predatorki

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Chała :)
A dzisiaj, z okazji pracowitego dnia wrzucam predatorki:

Czy system maskujący predatora nie jest niesamowity? :)

If Games Had Super Easy Mode

Czwartek, 15 lipca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Chała :)
Dzisiejszy dystans jest już oficjalny, bo wreszcie mam licznik przy rowerze. Wcześniej nie miałam, bo jakoś tak od początku roku nie było okazji, żeby kupić baterie :P Chociaż szczerze mówiąc wcale mi nie przeszkadzała jazda bez licznika.
Zgodnie z obietnicą, coś fajnego: "Scorpion vs. 9-year old with leukemia" rozłożyło mnie na łopatki :)
.

Do pieca i do piachu...

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(2)
Zupełnie nieudana wycieczka. Do dupy nawierzchnia (piach, piach i jeszcze więcej piachu) i do dupy nastrój. O temperaturze nie wspomnę.
Ale jakieś zdjęcia się znajdą.
Miało być w pełnym pędzie, ale jestem cienias i jest w pędzie umiarkowanym :)


W sumie Adam taki grafik, mógłby mi usunąć to coś czarnego spomiędzy nóg...






A jednak chała

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(9)
Kategoria Chała :)
Myślałam, że mnie to ominie. A jednak nie. Też u mnie pojawią się wpisy typu "Do i z pracy". Zastanawiałam się, czy je w ogóle dodawać, ale z uwagi na to, że moje statystyki wyglądają dość smutno, postanowiłam że będę je dodawać. Jednak postaram się zawsze coś wrzucić, żeby nie było tak do końca czerstwo :)

Góra dla matek z dziećmi

Niedziela, 4 lipca 2010 · Komentarze(7)
Od początku wszystko układało się do dupy. Na początku okazało się, że Adam zgubił prawo jazdy i pod Górę Kamieńsk, gdzie się wybieraliśmy, musiałam prowadzić ja, co szczerze mówiąc nie wychodzi mi najlepiej :P (po drodze Adam parę razy prawie, jak to się mówi, "pierdolnął zawał"). No trudno. Na dole, przy zakładaniu rowerów na bagażnik, okazało się, że nowy widelec Adama nie pasuje do naszego super-mega-bajeranckiego bagażnika rowerowego. No nic, zapakowaliśmy rower na tylne siedzenie.
Na miejscu, po złożeniu rowerów do kupy, zła passa nas nie opuszczała. Pokłóciliśmy się :) Co do samej jazdy: Góra Kamieńsk okazała się być całkiem czerstwą górą. Mieściły się na niej 4 kiepskie rodzaje nawierzchni: asfalt, płyty betonowe, piach po kostki i trochę kiepskiego szutru. Ot taka górka na rodzinne wycieczki. Co wcale nie znaczy, że na podjazdach się nie zmęczyłam :P W rezultacie na górę wjechaliśmy chyba ze 3 razy różnymi drogami.
Jakby tego było mało, ta pieprzona górka dla matek z dziećmi miejscami była zdradliwa. Nie było tam ani jednego porządnego zjazdu. Jak już się dało rozpędzić, to zaraz wjeżdżało się na część piaskową i po prędkości. Miejscami wyskakiwały też wielkie koleiny. No właśnie... Adam w jedną z nich wpadł, a próby wyskoczenia z niej nie zaliczył pozytywnie. Efekty na zdjęciach.
Aha. jeszcze jedno. Dodatkowo był to ostatni dzień moich wakacji, które trwały dokładnie od środy do niedzieli. Od poniedziałku zaczęłam dwumiesięczne praktyki, czyli pracę, tylko bez wynagrodzenia :) Będę albo projektować chłodziarki, albo robić herbatę. Jedno z dwóch :)

Miejscami przynajmniej widok był ok


Minę miałam średnio zadowoloną :)




Adam pozuje w rowie odprowadzającym wodę


W jakąś wodę też tę górkę zaopatrzyli


Kawałeczek lasu. Reszta to raczej pola




Koleina, która załatwiła Adama


I efekty:
Lewa łydka z wypustką :)


I urwana miesięczna manetka

Szklana pułapka

Sobota, 3 lipca 2010 · Komentarze(0)
W planach była jakaś większa wycieczka na dzisiaj, może coś z dodatkiem pociągu albo samochodu. Niestety zaczęliśmy wszystko planować wieczorem w łóżku i w efekcie nie nastawiliśmy nawet budzika i wstało nam się po 11 :) Potem trzeba było się z rana poobijać i z domu wyruszyliśmy po 13 na spotkanie z Elusiem vel teściem.
Eligiusz był jeszcze mocno poobijany po wcześniejszej glebie rowerowej (nawet nie wiedziałam, że siniaki mogą przybierać tyle różnych kolorów), więc jeździliśmy powoli i delikatnie. Hmm... W sumie to my zawsze jeździmy powoli i delikatnie :) Ale za to teraz było jakieś wytłumaczenie :)
Co do wycieczki to było dużo dużo piachu i dużo dobrego jedzenia. Chociaż nie do końca, bo na kolację chcieliśmy sobie strzelić ciasto drożdżowe z dżemem, a okazało się, że było nie tylko z dżemem, ale też z niespodzianką :) Trzeba było zrobić zdjęcie, które też załączam:



Adam poznaje wady szerokiej kierownicy



Eligiusz, jak to ładnie ujął, założył dzisiaj żółtą koszulkę "bo może jakaś pszczółka by go bzyknęła" :)


Za to był bezpieczny na drodze :)


Testy, teściki

Piątek, 2 lipca 2010 · Komentarze(3)
Raczej teściki. Adam dodał jakąś tam podkładkę w swoim widelcu i musiał sprawdzić czy nic nie zepsuł. Z tej okazji wyciągnął mnie na rower, mimo, że było już po 20.

Dla Adama to jazda stracona jeśli nie pojeździmy gdzieś, gdzie nie ma ścieżki.