Oprócz singli, Świeradów zdrój ma jeszcze jedną zaletę. Stromą i bardzo kamienistą zaletę - Sępią górę i niebieski szlak. Mmm pychotka :) W ramach pożegnania wakacji, krótka, ale treściwa wycieczka - wjazd i zjazd z Sępiej. Zdjęć z podjazdu nie ma, bo nuda; ze zjazdu nie ma, bo żal się zatrzymywać; za to są dwie fotki ze szczytu, ale tylko słuchawką. Chociaż widoczek-niewidoczek wyszedł bardzo fajny (czy już kiedyś dzieliłam się swoim zdziwieniem, że "nie" z rzeczownikami piszemy razem?)
Oj ciężko było się znowu ruszyć z ciepłej chałupki (szczególnie jak jest się już starym i zramolałym :P). Ostatecznie wygramoliliśmy się, ruszyliśmy w deszczu (co za odmiana!) i pojechaliśmy znowu na single. Te wtorkowe były do dupy, a my przecież nie na darmo przyjechaliśmy do Świeradowa. Zaliczyliśmy rundkę po tej starej i lubianej części i wcale nas nie zaskoczyło, że było zajebiście. Wydaje mi się, że tym razem przejechaliśmy niektóre odcinki szybciej niż zwykle, co dało duuużo więcej zabawy :)
Ja już naprawdę nie wiem jak to się powinno robić i co znaczy powiedzenie "nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie". Co ja robię źle? Jestem ubrana jak taki jebany wielki kondom, mam prawie wszystko przeciwdeszczowe, a i tak moknę i marznę. Nawet kupiłam w środę w Jeleniej Górze takie wodoszczelne futerały na buty. A dupa. I tak się lało dołem przez źle uszczelnione osadzenia bloków. Przez to aż zaczęłam lubić podjazdy, bo przynajmniej wtedy było ciepło.
Tak w ogóle, to narzekam, bo wypada (w końcu jestem Polką). Tak naprawdę było całkiem miło - co widać na zdjęciu
Adam chyba lepiej pojął o co chodzi w powiedzeniu "(...) jest tylko złe ubranie"
Przy okazji, mój Staś dorobił się nowej fotki
Przy kolejnym przejeździe przez Halę Izerską zauważyliśmy, że niektóre kałuże są tam zawsze, niezależnie od tego czy pada czy nie pada. Adam uznał, że takie stałe elementy krajobrazu powinny mieć swoje nazwy. Zrobiliśmy krótki, dwuosobowy plebiscyt. Postanowiliśmy być na czasie i tak jak ostatnio prawie wszystko jest nazywane, my też nazwaliśmy jedną kałużę "Kałuża im. Jana Pawła II", a drugą "Kałuża im. Lecha Kaczyńskiego".
A to już na Wysokim Kamieniu. Nawet słońce wyszło i pojawiła się tęcza. Raczej nie jestem romantyczna, a i tak się tym jarałam :)
Dlaczego Świeradów Zdrój? Bo Single pod Smrkiem! (i Sępia Góra). Dzisiaj czas na single. Najpierw przez polską znaną część dotarliśmy do nowej czeskiej,gdzie jeszcze nie byliśmy. Ja jebe, jakie to kiepskie było... Cały czas prawie po płaskim, a wydawało się, że cały czas pod górę jedziemy. Do tego dochodzi jeszcze jeden problem: stojąca woda. Stare single i ta polska część są jednak wyraźnie pochyłe i woda z nich spływa jak po kaczce (tak się mówi?), a tam gdzie byliśmy teraz, kałuże co 30m i w nich woda po osie... Nigdy więcej tego odcinka. Do domu wróciliśmy stosunkowo wcześnie, więc jeszcze wybraliśmy się do Jeleniej Góry i kupiliśmy laptopa... Jakoś tak wyszło... W dupach się poprzewracało :)
Jakbyśmy nie kombinowali z terminem, zawsze na wakacjach mamy kiepską pogodę. Typ razem to było bardziej niż pewne i przynajmniej nie było wymówek typu "eee, pada... Zostańmy w ciepłym łóżeczku", tylko bez zbędnego pipczenia wsiadaliśmy na rower w deszczu, jechaliśmy w deszczu i wracaliśmy też w deszczu. Czyli wszystko szło zgodnie z planem :) Co do trasy, to zaliczyliśmy kilka ulubionych izerskich klasyków i też czerwony szlak od Stogu Izerskiego prawie do Sinych Skałek, którym to nie jechałam bardzo dawno i zapomniałam jaki jest fajny. Zdjęć mało, bo palcami bez czucia trudno się trzyma aparat.
W tym roku wakacje obchodzimy z Adamem całkiem późno. No jakoś tak wyszło. Miejsce to stary i lubiany pewniak - Izery. Za co ja tak uwielbiam te góry?! Liczyliśmy na złotą polską jesień. Hehehehe :) a to dobre :) Pierwszego dnia chcieliśmy zaliczyć Śnieżne Kotły w Karkonoszach. Za każdym jak jesteśmy w tych okolicach obiecujemy sobie, że jeden nierowerowy dzień poświęcimy właśnie na to. Udało się pierwszy raz. Widoków i tak nie było :) Przynajmniej będzie powód, żeby jeszcze kiedyś tam wrócić, bo przyznam, że Karkonosze od tej strony mnie oczarowały. Gdyby jeszcze tylko Adam nie próbował mnie zrzucić w przepaść...
To miało być wreszcie to. Wstaliśmy rano, wyszliśmy rano, Adam miał plan. Nie wiem jak to się stało, że skończyliśmy w Modrzewiaku i nie mamy ani jednego zdjęcia. Za to jest miejsce na muzyczkę. Tym razem ścieżka dźwiękowa z Trainspotting. Jeśli komuś nieznane - czas nadrobić zaległości.