Wpisy archiwalne w kategorii

Jeseniky

Dystans całkowity:92.00 km (w terenie 78.00 km; 84.78%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:46.00 km
Więcej statystyk

Najładniejsza życiówka: Šerák-Keprník-Praděd

Środa, 8 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Będąc w Jeseniku nie mogliśmy nie pojechać na czerwony szlak przez rezerwat Šerák-Keprník. Mimo, że to nielegalne i taki "bilet" na przejazd tamtędy rowerem kosztuje 2000Kč. Ale tyle dobrego słyszeliśmy o tym szlaku, że tak naprawdę nawet nie rozważaliśmy niepojechania tam.
Adam poprzedniego dnia miał jakieś problemy zdrowotne, a poza tym lenie z nas straszliwe i postanowiliśmy skorzystać z wyciągu na Šerák z Ramzovej.
Na Šeráku zaliczyliśmy lekkie zdziwko, bo na szczycie tłumy. A specjalnie wybraliśmy się na tę wycieczkę w środku tygodnia i raczej w brzydką pogodę, żeby spotkać jak najmniej ludzi, bo jak wspominałam po rezerwacie nie można jeździć rowerem. Trochę się przestraszyliśmy, ale zjedzone w schronisku knedliczki zadziałały na nas jak szpinak na Papaja: przestaliśmy się bać ludzi i pojechaliśmy w kierunku Keprníka. Ze szczytu widoki urywały głowę (chociaż wiatr też w tym pomagał)




Zaczął się zjazd, na którym ciężko było patrzeć pod koła, bo widoki za bardzo przyciągały wzrok


A do tego sam zjazd też był bardzo fajny




Potem szlak się wypłaszczył i zaczął prowadzić takim miłym singlem




A potem było jeszcze lepiej. Wiem, że ludzie zbyt często używają wielkich słów, ale ja to przemyślałam i muszę stwierdzić, że był to najlepszy szlak jakim jechałam w życiu. Najlepszy, bo powalał i formą i widokami. Najbardziej mnie ubawił podjazd na zbocze Czerwonej Góry. Tak, wcale się nie pomyliłam, najbardziej podobał mi się podjazd :) Zanim ktoś mnie wyzwie od wariatów, bo twierdzę, że bawią mnie podjazdy, to na swoją obronę wrzucę kilka zdjęć, które podobno mówią więcej niż tysiąc słów:






Po prostu bajka. Po prawej cały czas widoki, a pod kołami taki miły kamienisty singiel. Po czymś takim wiązaliśmy ogromne nadzieje ze zjazdem. Niestety okazał się on być szutrówką :(
Po zjechaniu na Červenohorské sedlo uznaliśmy, że nie warto już wracać do domu tak jak zakładał nasz plan, tylko jeszcze trzeba było zaliczyć górę Praděd. Sama góra raczej nudna - wyasfaltowana pod sam szczyt. Ale to jednak symbol Jeseników, a poza tym tak wysoko jeszcze nigdy rowerem nie byliśmy. No to uderzyliśmy na szczyt drogą rowerową 6075. Jak wszystkie szlaki rowerowe ten też prowadził szutrówką, ale przynajmniej wiedzieliśmy, że na pewno będzie do podjechania bez niespodzianek. A szlak wcale nie był taki nudny jak mógłby być. Bronił się widoczkami.






Na szczycie herbatka i zdjęcia








I pora na zjazd. Od schroniska Švýcarna odbijamy na niebieski szlak. O ludzie, co to był za zjazd :) Tego dnia byłam bardzo hojna i temu zjazdowi przydzieliłam znaczek pt "jeden z najlepszych zjazdów w życiu". Niestety mamy tylko jedno zdjęcie, na którym szlak wygląda jak zwykły singiel. Owszem, był to singiel, ale zupełnie niezwykły :)


W nogach już kilkadziesiąt km, a do tego zaczyna się robić późno. Nie szukamy już możliwości na ciekawe zjazdy, bo wiązałoby się to z jakimś podjeżdżaniem i najpewniej też z wolną jazdą, co nie jest dobrym pomysłem wieczorem. Dlatego resztę wysokości, czyli jakieś 500m w pionie tracimy szutrówką. Tak, "tracimy" to dobre określenie. Ale dzięki temu, że jest już późno, podczas zjazdu towarzyszą nam takie widoki:





Ogólnie byłam pod wielkim wrażeniem. Niezależnie od tego jak Adam będzie narzekał, ja w Jeseniky muszę wrócić. Chociaż nawet podczas tej wycieczki też coś tam bąkał nieśmiało, że jednak mu się w Czechach podoba :)

Konskie klobasy!

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 · Komentarze(9)
Poprzedniego dnia opuściliśmy Jakuszyce i wg planu mieliśmy jechać na kolejny tydzień do Czech do Jesenika pojeździć po Jesenikach i Rychlebskich Horach. Ja wybrałam miejsce, ja znalazłam kwaterę (po wymianie kilku maili po czesku :)) i ja planowałam wstępne trasy. Zwykle to wszystko robi Adam, a ja tylko się podczepiam :) Ale ja za to nie narzekam tak jak Adam :P
W dniu wyjazdu mocno ociągaliśmy się z wyjazdem z Jakuszyc. Jak wreszcie wsiedliśmy do samochodu, Adam stwierdził, że nie chce jechać do Czech :) Nie wie dokąd, byle nie tam. A ja jestem bardzo dobrą dziewczyną i powiedziałam, że możemy jechać gdziekolwiek, tylko żeby Adasiowi się podobało :) Pojawiło się parę pomysłów, kilka nawet chyba całkiem szalonych: np. jedźmy do Austrii w Alpy. Z Jakuszyc tylko 500km :) Mnie się ten pomysł bardzo spodobał, ale niestety nie wyszło.
Ruszyliśmy na wschód - w kierunku Jesenika i też w kierunku innych gór, gdzie ewentualnie moglibyśmy spędzić tydzień. Kilometry leciały, czas też, my nic nie wymyśliliśmy, a byliśmy już bliżej Jesenika. Postanowiliśmy, że wiele nie zboczymy z trasy w Beskidy, jeśli przejdziemy przez Czechy i zobaczymy czy tam faktycznie jest tak źle.
Jak wjechaliśmy za granicę to się zaczęło. Adam przechodził samego siebie. Zaczął recytować Pana Tadeusza, żeby pokazać jak bardzo tęskni za ojczyzną :) Przerywając co jakiś czas, żeby coś skomentować. Np pod reklamą "o Jezuuuu co to w ogóle za kraj, że oni jedzą konskie klobasy?! Ja chcę do ojczyzny! Do kraju Mickiewicza i Słowackiego! a nie do "Wojaka Szwejka"!".
W takim nastroju, kiedy Adam płakał, a ja się śmiałam, nawet nie zauważyliśmy jak dojechaliśmy do Jesenika. Był już wieczór i jakoś tak wyszło, że tam zostaliśmy :)
Kolejnego dnia wstaliśmy rano, ale wyszliśmy po południu, bo od rana Adam nie chciał się nigdzie ruszać, bo obawiał się, że jeszcze spotka jakiegoś Czecha :) A przy okazji w telewizji leciał Rocky z czeskim dubbingiem i musieliśmy go obejrzeć do końca :) Podczas oglądania dobrze, że miałam Adama, bo na bieżąco tłumaczył co mówią w filmie. W sumie ja nigdy nie kojarzyłam, żeby w filmie Rocky mówił coś o "sczerniałych ptakach" albo o "braniu na popych", ale skoro Adam tak tłumaczył, to tak musiało być :) Szkoda, że nie było gwiezdnych wojen, bo podobno Vader mówi do Luka "Luku, já jsem tvůj tatinek!", ale coś nie mogę tego znaleźć na YT, więc chyba jednak w to nie wierzę.
Ja bardzo przepraszam, że tak się rozpisuję nie na temat, ale w sumie i tak nikt tego nie czyta, a ja może sobie przeczytam sama za kilka lat i przypomnę sobie o sczerniałym ptaku Rockiego :)

A tymczasem, żeby oddzielić trochę tekstu od siebie, wrzucam widoczek


A teraz co do mojego planowania tras, o czym pisałam wcześniej. Znalazłam w internecie coś takiego jak cykloserver. Taki czeski portal rowerowy. Bardzo mi się spodobał, bo ma dokładne mapy tych rejonów, które nas interesowały (i chyba ogólnie całych Czech). Do tego, jako że to jest portal rowerowy, to te mapy wzięli w swoje ręce jacyś Czesi-rowerzyści i pozaznaczali na nich wg siebie odcinki, które warto przejechać; odcinki, które są przejezdne tylko w dół; i odcinki, które są w ogóle nieprzejezdne. Bardzo mi się te mapki spodobały i zaplanowałam taką fajną trasę na pierwszy dzień, że prawie cała prowadziła po odcinkach polecanych. Niestety okazało się, że te oznaczenia to jakaś ściema i zamach na biednych Polaków :) albo po prostu Czesi nie wiedzą co to znaczy fajny szlak. Mimo to, że mają wokół siebie mnóstwo fajnych, polecają szutrówki...
Dojechaliśmy odrobinę okrężną drogą (bo niby polecaną) do Zlatego Chlumu z wieżą widokową


Po drodze mijaliśmy też Chlapecke Kameny


Na górze uznaliśmy, że mamy w dupie polecane przez cykoserver trasy i zjeżdżamy po swojemu, czyli niebieskim szlakiem. Na tym szlaku uznaliśmy, że jednak te góry mają nam coś do zaoferowania :) Był mocno stromy z dużą ilością korzeni. No, może byłby odrobinę mniej stromy jakbyśmy zjeżdżali takimi małymi zakosami jakimi prowadził szlak, a nie na krechę :)
Tutaj chciałam zrobić Adamowi zdjęcie, ale zbyt szybko przejechał i złapałam już sam szlak


Później z ciekawości sprawdziłam co mówi cykloserver o tym szlaku. Mówił, że jest on nieprzejezdny ani w dół ani w górę... W dupie ja mam takie rady :)

Tutaj udało mi się złapać Adama


A tutaj Adam złapał mnie, ale w lesie było ciemno, a zdjęcie robione z lampą i wyszło jak nocne :)


A potem przyszedł czas na zjazd żółtym, który okazał się być bardzo fajnym singlem




I dalej zielonym, który też był miły - nawierzchniowo i widokowo. W ogóle odniosłam wrażenie, że każdy podjazd jest tu stromy, a każdy zjazd fajny. Oczywiście jeżeli jechać w odpowiednią stronę :) (i nie sugerować się cykloserverem)