Konskie klobasy!
W dniu wyjazdu mocno ociągaliśmy się z wyjazdem z Jakuszyc. Jak wreszcie wsiedliśmy do samochodu, Adam stwierdził, że nie chce jechać do Czech :) Nie wie dokąd, byle nie tam. A ja jestem bardzo dobrą dziewczyną i powiedziałam, że możemy jechać gdziekolwiek, tylko żeby Adasiowi się podobało :) Pojawiło się parę pomysłów, kilka nawet chyba całkiem szalonych: np. jedźmy do Austrii w Alpy. Z Jakuszyc tylko 500km :) Mnie się ten pomysł bardzo spodobał, ale niestety nie wyszło.
Ruszyliśmy na wschód - w kierunku Jesenika i też w kierunku innych gór, gdzie ewentualnie moglibyśmy spędzić tydzień. Kilometry leciały, czas też, my nic nie wymyśliliśmy, a byliśmy już bliżej Jesenika. Postanowiliśmy, że wiele nie zboczymy z trasy w Beskidy, jeśli przejdziemy przez Czechy i zobaczymy czy tam faktycznie jest tak źle.
Jak wjechaliśmy za granicę to się zaczęło. Adam przechodził samego siebie. Zaczął recytować Pana Tadeusza, żeby pokazać jak bardzo tęskni za ojczyzną :) Przerywając co jakiś czas, żeby coś skomentować. Np pod reklamą "o Jezuuuu co to w ogóle za kraj, że oni jedzą konskie klobasy?! Ja chcę do ojczyzny! Do kraju Mickiewicza i Słowackiego! a nie do "Wojaka Szwejka"!".
W takim nastroju, kiedy Adam płakał, a ja się śmiałam, nawet nie zauważyliśmy jak dojechaliśmy do Jesenika. Był już wieczór i jakoś tak wyszło, że tam zostaliśmy :)
Kolejnego dnia wstaliśmy rano, ale wyszliśmy po południu, bo od rana Adam nie chciał się nigdzie ruszać, bo obawiał się, że jeszcze spotka jakiegoś Czecha :) A przy okazji w telewizji leciał Rocky z czeskim dubbingiem i musieliśmy go obejrzeć do końca :) Podczas oglądania dobrze, że miałam Adama, bo na bieżąco tłumaczył co mówią w filmie. W sumie ja nigdy nie kojarzyłam, żeby w filmie Rocky mówił coś o "sczerniałych ptakach" albo o "braniu na popych", ale skoro Adam tak tłumaczył, to tak musiało być :) Szkoda, że nie było gwiezdnych wojen, bo podobno Vader mówi do Luka "Luku, já jsem tvůj tatinek!", ale coś nie mogę tego znaleźć na YT, więc chyba jednak w to nie wierzę.
Ja bardzo przepraszam, że tak się rozpisuję nie na temat, ale w sumie i tak nikt tego nie czyta, a ja może sobie przeczytam sama za kilka lat i przypomnę sobie o sczerniałym ptaku Rockiego :)
A tymczasem, żeby oddzielić trochę tekstu od siebie, wrzucam widoczek
A teraz co do mojego planowania tras, o czym pisałam wcześniej. Znalazłam w internecie coś takiego jak cykloserver. Taki czeski portal rowerowy. Bardzo mi się spodobał, bo ma dokładne mapy tych rejonów, które nas interesowały (i chyba ogólnie całych Czech). Do tego, jako że to jest portal rowerowy, to te mapy wzięli w swoje ręce jacyś Czesi-rowerzyści i pozaznaczali na nich wg siebie odcinki, które warto przejechać; odcinki, które są przejezdne tylko w dół; i odcinki, które są w ogóle nieprzejezdne. Bardzo mi się te mapki spodobały i zaplanowałam taką fajną trasę na pierwszy dzień, że prawie cała prowadziła po odcinkach polecanych. Niestety okazało się, że te oznaczenia to jakaś ściema i zamach na biednych Polaków :) albo po prostu Czesi nie wiedzą co to znaczy fajny szlak. Mimo to, że mają wokół siebie mnóstwo fajnych, polecają szutrówki...
Dojechaliśmy odrobinę okrężną drogą (bo niby polecaną) do Zlatego Chlumu z wieżą widokową
Po drodze mijaliśmy też Chlapecke Kameny
Na górze uznaliśmy, że mamy w dupie polecane przez cykoserver trasy i zjeżdżamy po swojemu, czyli niebieskim szlakiem. Na tym szlaku uznaliśmy, że jednak te góry mają nam coś do zaoferowania :) Był mocno stromy z dużą ilością korzeni. No, może byłby odrobinę mniej stromy jakbyśmy zjeżdżali takimi małymi zakosami jakimi prowadził szlak, a nie na krechę :)
Tutaj chciałam zrobić Adamowi zdjęcie, ale zbyt szybko przejechał i złapałam już sam szlak
Później z ciekawości sprawdziłam co mówi cykloserver o tym szlaku. Mówił, że jest on nieprzejezdny ani w dół ani w górę... W dupie ja mam takie rady :)
Tutaj udało mi się złapać Adama
A tutaj Adam złapał mnie, ale w lesie było ciemno, a zdjęcie robione z lampą i wyszło jak nocne :)
A potem przyszedł czas na zjazd żółtym, który okazał się być bardzo fajnym singlem
I dalej zielonym, który też był miły - nawierzchniowo i widokowo. W ogóle odniosłam wrażenie, że każdy podjazd jest tu stromy, a każdy zjazd fajny. Oczywiście jeżeli jechać w odpowiednią stronę :) (i nie sugerować się cykloserverem)