Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:230.91 km (w terenie 140.00 km; 60.63%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:28.86 km
Więcej statystyk

Grzybowa houbica

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
W góry Wałbrzyskie i Sowie przyjechaliśmy na tyle, że akurat wychodziły całe dwa dni jazdy. Ale nie przewidzieliśmy sytuacji, że po piątkowych Rychlebskich Ścieżkach zaliczymy taki zgon, że na sobotnie harce wypadałoby mieć jakiś motorower żeby nie trzeba było pedałować. No ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że największą atrakcją tamtych rejonów poza górami jest klimatyzowany sklep, postanowiliśmy nie pipczyć tylko jechać.
Początki były bolesne, ale cel ściśle sprecyzowany: lajcik z jakąś wyżerką + piwo po czeskiej stronie. Ale że do Czech daleko, najpierw trzeba było zrobić postój w Andrzejówce na piwo, czy tam dwa...



Potem znowu trzeba było wsiąść na rowery. Eee... Liczyłam na to, że skoro oprowadza nas prawie miejscowy Tomek, to uda się zrobić taki myk, że od tamtego miejsca jedziemy już tylko w dół. Nie udało się... Ale za to wkrótce po tym była kolejna knajpa z czeskim piwem i houbową wyżerką. Houby po czesku to grzyby. Ciekawe czy "grzybica" to "haubica"?


Dalej pozostało tylko dotrzeć do domu, a że Tomek przewodnik uznał, że jeszcze jako tako udaje nam się jechać prosto, wróciliśmy wcale nie najprostszą drogą. I to wcale nie tylko w dół.
Prawie każdy miał aparat w kieszeni/plecaku, a zdjęć oczywiście malutko. Dorzucam jeszcze grupowe foto na tle... eee... muru
Staropolskim zwyczajem wypada, abym wymieniła i podlinkowała osoby zaczynając od lewej: Marcin - ten z miną na Enrique, Iza - ta z ręką w kroku, Tomek bez linka, Mateusz - ten zgarbiony bez szyi, Adam - ten z ręką w moim tyłku i ja - ta z brudnymi giczołami


I jeszcze z mojej dziwnej potrzeby ośmieszania się publicznie dorzucam jeszcze siebie z klińgońską brwią z brudu :)


A, no i żeby bikestats nadal był "statsem", a nie blogiem, na który wrzucam tylko sweet focie z wycieczki na piwo (chociaż te statystyki też o czymś mówią. Może o tym, że pora wybrać się do AA?), to dodaję jeszcze przewyższenia z wycieczki (zdania wielokrotnie złożone to zło, wybaczcie)

Rychlebskie zabawy grupowe

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Rychlebskich Ścieżek nie ma co opisywać, bo mogłabym napisać o nich wiele, ale biorąc pod uwagę, że wierszy pisać nie umiem, a moje zdolności wyrażania uczuć raczej leżą, to zadanie nie powiodłoby się.
Mogłabym po prostu napisać, że zdjęcia wszystko wyjaśnią, ale niestety żal się zatrzymywać i zdjęć też za wiele nie ma, co zresztą świadczy albo o tym, że nasze hamulce nie działają, albo o tym, że Rychlebskie Ścieżki są po prostu zajebiste. Faktycznie miałam pewien problem z przednim hamulcem, który zapowietrzyłam na podjeździe [sic!], ale poza tym raczej chodziło mi o to drugie.
W każdym razie - pojedźcie to się przekonanie dlaczego tak pieprzę o nich bez ładu i składu. Napiszę tylko: nowa trasa "superflow" - WOOOW! Wykurwista :)
A i jeszcze skład wymienię, gdyż również był zacny: Tomek, Adam, Marcin, Mateusz, Iza i ja.

Ale mimo wszystko trochę jednak stawaliśmy na rozdrożach złapanie oddechu, powiedzenie "wooow, ale zajebiiiście" lub coś równie elokwentnego i przy okazji na zebranie grupy. Z tego powodu jest też kilka zdjęć:

Marcin "ale jestem zajebisty" K.


Mateusz "ale mam stylówę" M.


Iza "ale mam wyjebanego fulla" M.


Adam "ale czemu moja dziewczyna nie jedzie?" B.


Marysia "ale się zmęczyłam" R.


Tomek "ale dlaczego ja nie mam zdjęcia z trasy?" B.


A potem była regeneracja w centrum Rychlebskich Ścieżek (moja zmęczona mina i garb też raczej jednak przemawiają za zajebistością tych tras)


A potem wyciąganie źle spasowane sztycy w rowerze Izy :)


I odniesiony sukces :)


No i na koniec cyferki

Gutterballs

Czwartek, 25 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Wpisy z muzyką
Od rana do pracy, a później do pracy Adama, coby zapakować 3 osoby (Adam, Mateusz i ja vel Maryśka) i 3 rowery do środka wyścigowego Yarka, zapuścić muzykę samochodową (czyli do śpiewania) i udać się na weekend do Wałbrzycha, gdzie czekali już na nas Tomek, Iza i Marcin.

W tym wpisie nie wypada dodać nic innego niż scenę z filmu Big Lebowski, z której ścieżka dźwiękowa pojawiła się tego dnia w samochodzie (Adam już wrzucił to, więc mnie zostaje tylko gutterballs, która doskonale trafia w moje mało wyszukane poczucie humoru. A może właśnie wyszukane?)

familijnie

Niedziela, 21 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Nasz świetny plan, co do jednodniowego wyjazdu w Beskidy sobotę, jak sama nazwa wskazuje - obejmował tylko ową sobotę. Plany na niedzielę przedstawiały się tak, że w ogóle ich nie było. Czytaj: albo jakieś posiedzenie z książką albo Battlefield. Na szczęście wybawił nas od tego tatuś i przejechaliśmy się nad jeziorko w celu takim, żeby się tam przejechać.

Tym razem ja bawiłam się aparatem, więc dla odmiany zdjęć mnie nie będzie. Uff...

Za to jest trochę rodziny i trochę fauny i flory.






s jak spontan

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
W sumie to raczej nie lubię jarania się samym sobą typu "ojej! jesteśmy tacy szaleni i spontaniczni!", ale sama jestem zmuszona zrobić coś podobnego. No, może "zmuszona" to za dużo powiedziane, ale będzie usprawiedliwione jeśli tak uczynię. To zaczynamy:
Ojej! Jesteśmy tacy szaleni i spontaniczni! W piątek koło 18 zastanawialiśmy się z Adamem co będziemy robić w weekend, a w sobotę rano już pakowaliśmy się do auta żeby pojeździć trochę po Beskidzie Śląskim. Nasz Yaris w wersji SPORT (dlatego, że z rowerami na dachu, a nie dlatego, że szybki) dał radę, ale my trochę zamuliliśmy ze wstawaniem (ok, przyznaję się: nie "my", tylko "ja") i w efekcie w Bielsko-Białej zameldowaliśmy się dopiero po południu. Składanie rowerów, przebieranie, delikatny makijaż w wersji SPORT i ostatecznie ruszyliśmy dopiero koło 13.
Tak czy siak, plan zrealizowaliśmy. Kilka szlaków Beskidu Śląskiego zaliczone. M.in. czerwony szlak spod Klimczoka na przełęcz Karkoszczonka, który z prawie czystym sumieniem mogę polecić, bo okazał się być fajnym singlem bez luźnych kamieni, tak jak większość szlaków Śląskiego. A dlaczego z "prawie" czystym? To taki rodzaj marginesu bezpieczeństwa jakby ktoś tam się zabił.
A powrót jeszcze tego samego dnia do tęskniącej i szczającej pod lodówkę kreatury

Jak to zwykle ze mną bywa, było trochę lansu na szlaku






Adam również w pełnym lansie


Widoki też jako takie były


Józek squad

Środa, 17 lipca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria Wpisy z muzyką
Uczestnicy
Z Adamem, Mateuszem i Marcinem po zasiedzeniu w pracy zażyliśmy trochę sportu? Eee... Nie. Po prostu pojechaliśmy na piwo rowerem, bo nie było głupiego na kierowcę automobilu :) A oczywiście po drodze zażyliśmy trochę sportu.

Zdjęć z jazdy nie ma, no to muzyczka na dziś. Albo nie na dziś. Nagrajcie to do samochodu i spróbujcie nie śpiewać :) Specjalnie "teledysk" w wersji karaoke :P

Kryzys wieku średniego?

Poniedziałek, 15 lipca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ostatnio z Adamem się chyba starzejemy? Ja zakupiłam sobie rolki, Adam odkopał swoje stare, z czasów, kiedy jeszcze na nich skakał, brykał i robił fikołki (serio). Ja taki wiracha nie jestem i ja umiem tylko przemieszczać się na nich z grubsza w linii prostej.
Pojechaliśmy do dechatlonu zakupić dla mnie ochraniacze cobym przypadkiem kończyn nie potłukła. Mam nawet dwie foty wątpliwej jakości. Wybaczcie pażałsta.



Na lenia

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Kolejna niedziela groziła nicnierobieniem. Mimo to, że tak naprawdę bardzo lubię ten stan, później zawsze mam wyrzuty sumienia. Taki to już ze mnie pracuś :)
Bez planu, bez spiny pokręciliśmy się trochę tu i tam.

W jaki sposób ktoś może woleć koty niż psy?


Na szczęście udało nam się nie wpaść w żadną brzozę. To by dopiero było... Gorzej niż Hanka w kartony :)


Tatry, ale pieszo

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria Tatry
Uczestnicy
Kolejna wycieczka z cyklu "spontan". W czwartek wieczorem rezerwowaliśmy kwaterę, a w piątek po pracy wyruszyliśmy już w kierunku Zakopanego na pieszo-turystyczny weekend.
Tak poważnie mówiąc, to pierwszy raz w życiu byłam w górach pieszo. Dziwne, nie? Nawet mi się spodobało, ale raczej mało efektywne, bo za podejście nie ma żadnej nagrody typu "zjazd", tylko pozostaje zejście, przy którym tak samo trzeba przebierać nogami. Ale doceniam to, że mogłam zobaczyć Dolinę Pięciu Stawów, która naprawdę mnie oczarowała. Serio coś pięknego. Do tego poszczęściło się nam, bo złapała nas burza i było całkiem pusto.

Ja naprawdę nie wiem po co Jackson jeździł aż do Nowej Zelandii kręcić Władcę Pierścieni, skoro mógł to zrobić w Tatrach i miałby równie ładnie i pewnie paru nadprogramowych orków też by trafił gdzieś w bramie na Krupówkach.


O, a tu nawet jakiś Gollum się trafił


Oprócz Doliny Pięciu Stawów, co do której powtórzę się, że mnie oczarowała; zaliczyliśmy jeszcze Morskie Oko - z góry ładne, ale z poziomu samego jeziora raczej tragedia. Czułam się trochę jak w fokarium. Tłumy ludzi w klapkach zebranych wokół jakiejś tam wody, jakiś przewodnik wykrzykuje dane typu powierzchnia, ilość litrów, linia brzegowa itp, każdy raczej przeciętnie tym zainteresowany no i tak to się kręci...




Zobaczyłam też Wielką Siklawę, która też była raczej z tych fajnych


Poza tym ja jak zwykle się lansowałam na szlaku


Adam wcale nie był w tym gorszy


W niedzielę powrót do domu, ale zaraz zaraz... Lans na szlakach był, pozostało jeszcze polansować się na Krupówkach. Ciupagi ani kapci nie kupiliśmy, ale wcale nie jesteśmy tacy "offowi" za jakich chcemy uchodzić, bo nie udało nam się uniknąć tego, czego właściwie jednak wolelibyśmy uniknąć - czyli ulegliśmy karykaturyzacji... Ale mam parę słów na swoją obronę. Zmuszono nas do tego. Serio. To wszystko wina mamy Adama, która zapragnęła na swojej ścianie umieścić rodziną galerię karykatur. Ale uwierzcie, że naprawdę długo się broniliśmy...