Jako "Góra Mocy" reklamuje się Góra Kamieńsk w internecie. No cóż... Każdy orze jak może :) O górę zahaczyliśmy właściwie przy okazji, bo głównym celem był punkt widokowy na odkrywkę w Kleszczowie przy kopalni Bełchatów. Strasznie mnie kręcą tego typu rzeczy. No bo czy to nie robi wrażenia? Czyżby rozmiar jednak miał znaczenie? :) 12km długości i 3km szerokości... Uff...
Chyba jestem inżynierem z powołaniem :) A dym hipnotyzował jak zwykle. A przynajmniej jak ostatnio
A sama góra? No cóż... Wjechaliśmy i zjechaliśmy. Ot co. Góra mocy? nieee...
Już nie pamiętam kto kogo wyciągał, czy mama nas czy my mamę, w każdym razie skończyło się wspólnym kręceniem i jak to zwykle bywa, pod koniec wylądowaliśmy u Józka :)
Czy wy też uważacie, że jestem adoptowana?
Coś za coś - Adam pojechał na wycieczkę z teściową, ale za to mógł pooglądać swojego czasu największy śmigłowiec świata. Bilans spełniony?
Z Adamem pojechaliśmy jakoś tak bez planu. Oczywiście jak jeździ się bez planu to ostatecznie ląduje się u Józka albo w Modrzewiaku. W tym przypadku też tak było, ale jednak sama jazda też była wyjątkowo miła. Po drodze przerwa na foty w trawie.
No i sama trawa jakby ktoś jednak miał dość "sweet foci"
Kolejny raz postanowiłam poszpanować rowerem w pracy. Stanislaw został wyściskany, pościskany i wymacany.
A tak w celu urozmaicenia wrzucam muzyczkę całkiem miłą dla słuchu i być może innych zmysłów również <object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/Lgo9VXY8PCc">
</object>