Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Sądecki

Dystans całkowity:81.95 km (w terenie 53.00 km; 64.67%)
Czas w ruchu:06:58
Średnia prędkość:11.76 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:27.32 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Fox + Sądecki

Wtorek, 26 lipca 2011 · Komentarze(18)
Kategoria Beskid Sądecki
Uznałam, że aby trochę bardzie wypromować swojego bloga, to będę dawała bardziej zachęcające tytuły. No i chyba mi się udało :) Już bardziej zachęcająco chyba się nie da. Będzie o moim nowym foxie i o wycieczce w Sądeckim.
Te wydarzenia nie są ze sobą za bardzo zgrane chronologicznie, bo foxa dostałam wczoraj, a wycieczka odbyła się 4 miesiące temu :)
Ale co tam.
No to najpierw moja sweet-focia z foxem :)


Pierwsza jazda na nim odbędzie się pewnie jakoś w weekend, więc przy moim tempie wpis z recenzją pojawi się może gdzieś koło Wielkanocy :P

A co do wycieczki z gór:
Pogoda była porównywalna do listopadowej, więc wpis wydaje się być bardzo na miejscu...
Na początku było ciężko. Z Krościenka w zimnie, zmęczeniu i przede wszystkim - pod górę


Zimno, mgła...


Klimat, co? Po postu zimno i mgliście...


W takich chmurach jedziemy dalej na Przehybę


...i jedziemy...


...o, a tu już musieliśmy pojechać, bo już nas nie ma :)


O, tu też nas nie ma. Ale za to jest mgła i ładne zdjęcie


Wejście do Wąwozu Homole


A to brudna ja po brudnym i chlapiącym zjeździe


Dużo lepsza wersja opisu tej wycieczki: tutaj

A na koniec jeszcze wykres przewyższeń:

Po górach - Jaworzyna

Sobota, 15 sierpnia 2009 · Komentarze(2)
Zgodnie z tradycją (Hmm... to już jakiś drugi raz będzie :)) ostatniego dnia w górach zrobiliśmy lajtową wycieczkę z wyciągiem. Rano pociągiem do Krynicy, stamtąd parę kilometrów na dolną stację wyciągu i dalej luksusowo na górę. Rowerzyści są tam traktowani jak VIPy. Nie dość, że wjeżdżamy na górę bez męcznia, to jeszcze bilet rowerzysta + rower jest tańszy niż zwykły turysta bez roweru. Poza tym z rowerem nawet nie trzeba stać w kolejce! Nic, tylko jeździć na rowerze. My wsiedliśmy do zwykłego wagonika, a rowery jechały zaraz za nami w wagonie towarowym. Z nami jeszcze dwóch "zjazdowców" w wieku około 14 lat, a przy wkładaniu rowerów do wagonika, jednemu z nich odpadło koło :) No cóż... Miłego zjeżdżania :) Odważne chłopaki.
Na górze większe tłumy niż w mieście na dole. Większość osób wjeżdża na górę, idzie jakieś 50m do knajpy, je odbiad z ładnym widoczkiem, robi zdjęcie z plastikowym dinozaurem i wraca z powrotem kolejką w dół. No w sumie... Po co się męczyć. Przecież są na wakacjach. Ja tam mogę ich zrozumieć, ale Adam był oburzony.
Aha... Miałam opisywać wycieczkę :) No to z góry zabraliśmy się czerwonym szlakiem do Rytra. Szlak bardzo malowniczy, czasem wiedzie szeroką leśną drogą, czasem zwęża się do malowniczego singla. Ogólnie w 100% przejezdny, często poza lasem z ładnymi widokami. Sporą część jedzie się raczej bez większych technicznych problemów. Przynajmniej na fullach :) Za to końcowy zjazd do Rytra jest raczej całkiem hardcorowy. Jest mocno stromo. Jak stromo może potwierdzić grupka Niemców, którzy stwierdzili, że nie muszą nas przeouszczać, bo i tak będziemy musieli prowadzić. E tam. My elegancko wsiedliśmy na rowery i z tyłkami nad tylnym kołem zjechaliśmy. Raz trochę wypadłam z zakrętu, ale ogólnie nawet się nie wywliłam :) Dobrze, że Adam na dole przetłumaczył mi tych Niemców. Teraz mogę być z siebie dumna :) Z Rytra już po płaskim do domu. A już w Piwnicznej razem z Panem Harnasiem zatapialiśmy swoje smutki. Ostatni dzień w górach już za nami...

Szczyt Jaworzyny Krynickiej. Prawda, że jak małe miasteczko?


Tak do końca nie załatwiliśmy sprawy tym wyciągiem. Parę podjazdów też się zdarzyło.



Ale ogólnie było w dół



Po płaskim też jechało się bardzo sympatycznie




Jeziorka też się zdarzały :)


Ach ta radośc :)






wiem, że kiepskie, ale jakoś minie się podoba :)


Jak ja nie lubię takich rynien na środku ścieżki


Patent na uciekającego psa :)


Na koniec komplet: Góra, rowery i bronek


Środa nad Popradem

Środa, 12 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Od rana lało, więc tego dnia zrezygnowaliśmy z rowerów żeby spędzić ten dzień jak każda inna para na wakacjach :) Po południu nawet wyszło słońce, ale pogoda była nadal niepewna, poza tym Adam miał całkowicie przemoczone buty rowerowe po wczorajszym, więc jak każda inna para w cywilnych ubraniach pojechaliśmy na spacer wzdłóż Popradu na lody i oranżadę.
A po południu jeszcze ja odświeżałam sobie pamięć jak to się jeździ na koniach. Jeszcze udało mi się jako tako zagalopować, więc nawet nie było tak źle, tylko, że ta cholera nie miała hamulców :)

Sesja na proroku. Koszmarne siodło, ale poza tym jakoś ujdzie :)



Fajna miejscówka, gdyby tylko w pobliżu nie było gniazda cipodrążów :)


Tak, tak, wiem. Pięty w dół, palce do konia. Ale jakoś mi się zapomniało :)

Po górach - Wielki Rogacz

Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 · Komentarze(7)
Pierwszy dzień w Beskidzie Sądeckim, więc jedziemy na krótką zapoznawczą wcycieczkę. Pani na kwaterze powiedziała nam, że rowery możemy przypiąć sobie do drzewa na otwartym podwórku :/ A my nawet nie mamy zapięć. Decyzja zapadła taka, że nasze bajki będziemy trzymać w samochodzie. Rano szybkie składanie rowerów do kupy i ruszamy. Mieszkamy koszmarnie nisko bo na wysokości ok. 360 mnpm.
Na początek podjazd na Eliaszówkę (1020 mnpm). Najpierw po betonowych płytach. Szło ciężko, bo było dość stromo, ale jeszcze jako tako dawałam radę. Dziwnie te góry jakieś, bo nawet jak już byliśmy na znacznej wysokości około 700 mnpm, to nadal jechaliśmy przez pola i często mijaliśmy jakieś domy. Chciałam już wjechać do lasu. Jednak bardzo szybko tego pożałowałam. W lesie zaczęło się prowadzenie i muchy... Muchy bły wszędzie, latające, siadające, włażące wszędzie. Nawet nie mogłam otworzyć ust, żeby sobie posapać, bo właziły mi do ust. Do tego szlak był raczej pieszy. Adam próbował walczyć, ale udawało mu się to raczej na pojedynczych odcinkach, bo co chwilę i tak trzeba było schodzić z roweru i przeprowadzać. Nachylenie ponad 22% i do tego nawierzchcia mocno zniszczona przez wodę. Chciałam zawrócić, ale razem stwierdziliśmy, że dojadziemy razem na Obidzę i ja stamtąd spokojnie zjadę do domu. Na szczęście za Eliaszówką dało już się normalnie jechać i niesamowitej prędkości zgubiliśmy muchy :) Na Obidzy spotkaliśmy się Anią i Dominikiem z onthebike.com, Adam wypił piwo, ja tym razem poumierałam przy soczku. Jakoś odzyskałam siły i razem we czwórkę ruszyliśmy na Wielki Rogacz (1182 mnpm). Kawałek przejechaliśmy, ale na stromym kamienistym podjeździe po kolei ktoś się poddawał i schodził z roweru. Adam jako jedyny dojechał do końca. Cwaniaczek na pewno oszukiewał :) Jeszcze nie wiem jak, ale z czasem na to wpadnę :)
Na szczycie zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę i tam się rozdzieliliśmy. Dominik z Anią pojechali w swoją stronę dalej pod górkę, a my radośni obniżyliśmy siodła i pomkneliśmy w dół. To był zjazd... Ponad 800 m w pionie za jednym zamachem. Jescze jakaś połowa bardzo fajnymi technicznymi krętymi ścieżkami, a reszta niestety już szerszą polną drogą, na której dalej zaczęły pojawiać się betonowe płyty. Jednak zawsze jakieś plusy. Droga miała spore nachylenie i można było nabierać zawrotnych prędkości. Chyba warto było się pomęczyć z tymi muchami :)

TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - [niebieski rowerowy] - Eliaszówka (1020 mnpm) - Przeł. Gromadzka (Obidza) (930mnpm) - Wielki Rogacz (1182 mnpm) - [czerwony szlak] - Międzyradziejówki (1035 mnpm) - Niemcowa (1001 mnpm) - [żółty szlak] - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm)

Suma wzniesień: 1188m

Na początku jechaliśmy właśnie takimi nudnymi płytami


A tutaj już pieszo. Głupi aparat jak zwykle wypłaszcza :) Ale tam serio było stromo


Ekipa onthebike.com. Miało być z widokiem na Tatry, których zupełnie nie widać


Pamiątkowa fota na szczycie


I dalej w dóół :)



I jeszcze krótki postój na fotę w podobno charakterystycznym miejscu