Znowu Singieltrek, znowu pod Smrkiem

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
A my już tradycyjnie, będąc w Izerach, odwiedziliśmy Single pod Smrkiem. Tym razem w bardziej rozszerzonej wersji, bo samych singli (bez kręcenia kółek) wyszło chyba ponad 40km.
Zdjęć mało, bo jak zwykle żal stawać (nawet jak się tak wolno jedzie :P)

Na początek nasza superprodukcja:
&feature=player_embedded

Wystąpili: Adam z Marysią
Podczas kręcenia filmu nie ucierpiało żadne zwierzę, a do nakręcenia wszystkich scen megakaskaderskich nie zostali zatrudnieni profesjonalni kamikadze. Wszystkie sceny były kręcone beż użycia dublerów!
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest niezamierzone i przypadkowe.

Widoczek z czeskiej knajpy "Obří sud"


Postój na regenerację


Adam ze zwłokami w plecaku :)


Powrót takimi pięknymi drogami (bo asfalt też czasem potrafi być piękny)


A tak w ogóle to był chyba nasz pierwszy raz na singlach, kiedy nie zmoczył nas deszcz!

Izery, moje Izery

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Ostatnio moja koleżanka powiedziała, że bardzo jej się podoba mój blog i tak mnie to zmotywowało, że postanowiłam trochę podgonić z wpisami :) Dodam, że Agata jest na razie raczej nierowerowa, ale podkreślam "na razie", bo na wiosnę ma w planach stać się bardzo rowerowa :)
W sobotę wymeldowaliśmy się z Krościenka i zameldowaliśmy w pełnym niemieckich turystów Świeradowie. Wiadomo, Izery musiały się znaleźć w naszych wakacyjnych planach :) Ale żeby nie było za miło, postanowiliśmy pomęczyć się trochę podjeżdżając pod górę.
Na początek na rozgrzewkę uderzyliśmy więc na Stóg Izerski. Spokojnie i bez przygód, bo po asfalcie. Ale za to stosunkowo szybko. No... Szybko jak na nas :) bo tak serio, to było raczej powoli.

Ale zaraz zaraz... Kto zna tego gagatka? Ten pies jest tak niezależny, że wkradł mi się w opis poza jakąkolwiek kolejnością i chronologią. Kto kiedykolwiek był kiedyś w Chatce Górzystów, powinien kojarzyć najbardziej niezależnego psa w dziejach Ziemi.


No to mogę kontynuować :)
Zjazd ze Stogu Izerskiego czerwonym szlakiem. Na początku miło i przyjemnie: trochę kamieni itp, a później doszły jeszcze nowe atrakcje w postaci jezior na szlaku :)
Tak, dokładnie tędy szedł szlak


Jak wiadomo, po kąpieli człowiek głodnieje, zatem jedną z najkrótszych dróg (odbijając trochę na żółty aka rozwodowy) dotarliśmy do ww Chatki Górzystów. Po co? Czy to nie oczywiste? :)


Przy okazji naleśników, Adam jebnął panoramkę (po kliknięciu otwiera się w większym rozmiarze)


Później niebieski szlak po kładkach. Och, jak tam jest pięknie i urokliwie :)
Tutaj niebieski i ja


A tu tylko niebieski


A tutaj strumyk, ale już nie na niebieskim


A to ja zaginam czasoprzestrzeń :)


Tak, te drzewa naprawdę rosną krzywo. Na potwierdzenie tego, wrzucam jeszcze jedno zdjęcie z tego miejsca, tym razem z Adamem. No dwa zdjęcia tych krzywo rosnących drzewek są już chyba argumentami nie do podważenia :)


Dalej tu i tam, tędy i tamtędy dojechaliśmy na jedną z polecanych atrakcji jaką mieliśmy zjeździć. Zielony szlak do Rozdroża Izerskiego. Oj, było trudno. Nie jesteśmy takimi hardkorami i w 100% go nie przejechaliśmy, ale całkiem sporo się udało i byłam całkiem dumna :P

Proszę państwa, oto szlak;
Szlak jest całkiem trudny, tak.
Zaraz państwu łapkę poda;
Nie chce podać? A to szkoda.

Dobra, to było kiepskie, ale tak mi się jakoś skojarzyło :)

Później trochę po szutrach, ale jeszcze nam było mało trudnych szlaków, więc tym razem wpakowaliśmy się na niebieski z Sępiej Góry. Też był trudny i równie fajny :)

Jarzębina na szczycie Sępiej


A tutaj wykresik, bo mało pomarańczowego mam na blogu

ten Lubań; tego Lubania; temu Lubaniowi... itd

Czwartek, 28 lipca 2011 · Komentarze(1)
tak! byliśmy na Lubaniu :)
Nawet udało się podjechać czerwonym szlakiem, oprócz jednego dość krótkiego odcinka.
Tu podjeżdża Adam


A tu podjeżdżam ja




Na szczycie Lubania banda harcerzy. Nienawidzę harcerzy...

Ale za to lubię zjazdy :) A ten był całkiem "w dechę"




Dalej deszcz. Dużo deszczu. Bardzo dużo deszczu. Czekaliśmy w jakimś barze na rozpogodzenie i w efekcie wycieczkę skończyliśmy koło 22. Ale dystans też całkiem słuszny, bo wyszło prawie 70km.
A powrót hardkor, bo w całkowitych ciemnościach (sorry, z oświetleniem z telefonu) szlakiem wzdłuż Dunajca.
Zanim zapadły całkowite ciemności zdążyliśmy jeszcze obfotografować się na zaporze (znowu)


...i pierdynkąć wieczorne Trzy Korony


A jak komuś mało, to tu ma jeszcze Lubańskie panoramki




A tutaj wykres, gdzie na osi rzędnych jest odległość, a na odciętych nasze zmęczenie


A jakby komuś naprawdę było jeszcze mało, to tu jest opis dużo lepszy opis tej samej wycieczki u Adama.

Fox + Sądecki

Wtorek, 26 lipca 2011 · Komentarze(18)
Kategoria Beskid Sądecki
Uznałam, że aby trochę bardzie wypromować swojego bloga, to będę dawała bardziej zachęcające tytuły. No i chyba mi się udało :) Już bardziej zachęcająco chyba się nie da. Będzie o moim nowym foxie i o wycieczce w Sądeckim.
Te wydarzenia nie są ze sobą za bardzo zgrane chronologicznie, bo foxa dostałam wczoraj, a wycieczka odbyła się 4 miesiące temu :)
Ale co tam.
No to najpierw moja sweet-focia z foxem :)


Pierwsza jazda na nim odbędzie się pewnie jakoś w weekend, więc przy moim tempie wpis z recenzją pojawi się może gdzieś koło Wielkanocy :P

A co do wycieczki z gór:
Pogoda była porównywalna do listopadowej, więc wpis wydaje się być bardzo na miejscu...
Na początku było ciężko. Z Krościenka w zimnie, zmęczeniu i przede wszystkim - pod górę


Zimno, mgła...


Klimat, co? Po postu zimno i mgliście...


W takich chmurach jedziemy dalej na Przehybę


...i jedziemy...


...o, a tu już musieliśmy pojechać, bo już nas nie ma :)


O, tu też nas nie ma. Ale za to jest mgła i ładne zdjęcie


Wejście do Wąwozu Homole


A to brudna ja po brudnym i chlapiącym zjeździe


Dużo lepsza wersja opisu tej wycieczki: tutaj

A na koniec jeszcze wykres przewyższeń:

Zapory, zamki i rowerzyści

Niedziela, 24 lipca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria Pieniny
Pierwszy dzień urlopu w górach (Krościenko n/D.) - trzeba było wymyślić jakąś rozgrzewkę. Zatem żeby oszczędzić zawieszenia oraz nasze biedne kondycje, na pierwszy dzień wymyśliliśmy wycieczkę po asfaltach i szutrach. Nudnawą nawierzchnię nadrabiały piękne widoki. Wiadomo - Przełom Dunajca i Zalew Czorsztyński.

Ja z uszami:


A tu też ja, ale już bez uszu. Tzn z uszami, ale własnymi. Ale za to na zaporze nad zalewem Czorsztyńskim


Malowidło na tejże zaporze. Parę dni później robiliśmy sobie tam zdjęcia pt "rowerzysta nad przepaścią"


Zamek w Niedzicy


Też ten sam zamek + zapora

Deszczowe tańce

Czwartek, 14 lipca 2011 · Komentarze(1)
Pewnego pięknego letniego dnia, znaczną częścią naszej rowerowej rodzinki, w składzie: Eluś, Adam no i ja (brakowało tylko mamusi), pojechaliśmy szukać szczęścia na szosie. Szczęścia nie znaleźliśmy, ale za to było sporo deszczu, no i dzień przestał być takiż piękny.

Deszcz postanowiliśmy przeczekać w barze w Zgniłym Błocie, a że deszcz trwał długo, nam zaczynało się nudzić, a Adam miał nową zabawkę; to zaczęły się tytułowe tańce w deszczu. Tzn tylko ja tańczyłam :P A Adam robił zdjęcia:





No i liście też tańczyły



Koguty piały (a tak serio, to tylko chodziły)


A wcześniej ja robiłam głupie miny

Upalnie

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(1)
Ha! Ten tytuł to tylko taki chwyt reklamowy :)
Chociaż nie tak do końca, bo wrzucam wycieczkę z lipca, a wtedy owszem, było upalnie. A Adama bolały jajka... Ale szczegóły o tym: u niego.

Tak było latem:




A tak jest teraz gdzieś w Meksyku:

(Ale to zdjęcie robione latem gdzieś w Dalikowie)

A tak poza tym, to po lewej dodałam mapkę z zaznaczonymi powiatami, w których byłam rowerem. No cóż... Reszto Polski, Nadchodzę! :)

Świat się kończy...

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(1)
... Marysia daje kolejny wpis :)
Kolejna wycieczka ze wspólnego wyjazdu w do Szklarskiej z Adamem, Izą i Marcinem.

Zaczynamy - podjazd bokami pod zakręt Śmierci


Dalej od Zakrętu Śmierci żółtym na Wysoki Kamień. Jest ciężko, ale dream-team daje radę :)


Podjechaliśmy dzielnie. My, dziewczyny wabione klatą Siwego, wylałyśmy z siebie ostatnie poty i też zameldowałyśmy się na górze. No ale bez tej klaty mogłoby być ciężko :)
Dalej gdzieś tam, coś tam... (Nie pamiętam gdzie i co :) ) i nagle... JEB! I Siwy naprawia rower! (Chociaż szczerze mówiąc, to nie było żadnego JEB, tylko jechaliśmy i Marcin nagle stwierdził "poczekajcie chwilę, coś mi stuka/puka/warczy, muszę przekręcić/dokręcić śrubkę". Ale wersja z JEB jest bardziej widowiskowa, więc niech tak zostanie)


Kładki na niebieskim szlaku - to co tygryski lubią najbardziej


I kładki w akcji... Tzn Siwy w akcji. Ale na kładkach. I też w akcji.


Iza zjeżdża szlakiem żółtym, czyli rozwodowym :)


A to ja śmigam Halą Izerską a nade mną Armagedon się dzieje :P


I znowu ja na hali izerskiej, ale gdzieś tam dalej :)


A teraz lansuję się na szosie


A, no i jeszcze jako bonus dla stałych bywalców mojego bloga - piękne, unikalne zdjęcie kopalni Stanisław (dla niestałych bywalców fotka się nie otwiera. A jeśli się otwiera no to macie podwójny bonus :) )


Pozdro!

Singletrek pod Smrkem po chorobie

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Odkąd postanowiliśmy jechać w czwórkę (Adam, Marcin, Iza no i ja) na 4 dni w Izery, odtąd cały czas towarzyszył nam wszystkim okres permanentnego podniecenia :P Termin wyjazdu to dokładnie środek mojej sesji, ale co tam. Przecież trzeba było pojechać.

Mieliśmy ruszyć w nocy - koło 3. Wszystko było fajnie, gdzieś do 21, kiedy stwierdziłam, że się źle czuję. No ale nic. Pojechaliśmy. Przez całą podróż byłam półtrupem. Na miejscu w Szklarskiej nie mogłam się ruszyć. Przez pół godziny przymierzałam się do przejścia 5 metrów do ubikacji :)

Przez pierwszy dzień leżałam w łóżku bez ruchu z 40 stopniową gorączką.

Na drugi dzień gorączka spadła do 39 i już nawet miałam siłę mówić i się wkurwiać, że wszyscy jeżdżą, a ja nie :)

W trzeci dzień stwierdziłam, że pierdolę i idę na rower. Gorączki już prawie nie miałam, siły trochę wróciły, a singli nie mogłam opuścić. Tym bardziej, że na miejsce dojechaliśmy elegancko samochodem.

No więc single. Jak zwykle - zajebiście. Nic dodać nic ująć. Zdjęć mało, bo jak zwykle nie chciało się zatrzymywać. Ale jest filmik. I to jaki :)

&feature=player_embedded

Ja z odzyskanymi siłami :)


Panorama z miejsca, w którym zwykle robimy postój na zdjęcia.


I wszyscy pod knajpą

Hmm... Wygląda jak majonez. Ale śmierdzi jak gówno.

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(3)
Jazda integracyjna z nowo poznaną Izą, a przy okazji integrowałam się też jeszcze bardziej z Siwym i Adamem.
Ciuchcią do Piotrkowa, a stamtąd przez las do Sulejowa.
Jak to zwykle na wycieczkach z Siwym - było błoto. Tym razem wcześniej niż zwykle :)


I tak dalej jadąc sobie w pięknych okolicznościach przyrody, integrowaliśmy się dalej. (Wbrew cytatowi, to oczywiście nie jest Wisła tylko Luciąża)


Podczas integracji Siwy "złapał zająca" (Chyba jakoś tak się mówi?)
&feature=player_embedded
A my z Adamem chyba naprawdę jesteśmy okrutni... Siwy się wypierdziela, a nasza reakcja:
Ja - haha, nagrałeś to?
Adam - no ba, hahaha

Nie jest dobrze :)
Dalej na piwo w budynkach opactwa Cystersów w Podklasztorzu, Adama obsrały ptaki i badając tajemniczą wydzielinę wygłosił ww. tekst, z tytułu :)

Zalew Sulejowski też był. O.




A to cała nasza wesoła wycieczka


I przez las trochę jechaliśmy