Izery, moje Izery
W sobotę wymeldowaliśmy się z Krościenka i zameldowaliśmy w pełnym niemieckich turystów Świeradowie. Wiadomo, Izery musiały się znaleźć w naszych wakacyjnych planach :) Ale żeby nie było za miło, postanowiliśmy pomęczyć się trochę podjeżdżając pod górę.
Na początek na rozgrzewkę uderzyliśmy więc na Stóg Izerski. Spokojnie i bez przygód, bo po asfalcie. Ale za to stosunkowo szybko. No... Szybko jak na nas :) bo tak serio, to było raczej powoli.
Ale zaraz zaraz... Kto zna tego gagatka? Ten pies jest tak niezależny, że wkradł mi się w opis poza jakąkolwiek kolejnością i chronologią. Kto kiedykolwiek był kiedyś w Chatce Górzystów, powinien kojarzyć najbardziej niezależnego psa w dziejach Ziemi.
No to mogę kontynuować :)
Zjazd ze Stogu Izerskiego czerwonym szlakiem. Na początku miło i przyjemnie: trochę kamieni itp, a później doszły jeszcze nowe atrakcje w postaci jezior na szlaku :)
Tak, dokładnie tędy szedł szlak
Jak wiadomo, po kąpieli człowiek głodnieje, zatem jedną z najkrótszych dróg (odbijając trochę na żółty aka rozwodowy) dotarliśmy do ww Chatki Górzystów. Po co? Czy to nie oczywiste? :)
Przy okazji naleśników, Adam jebnął panoramkę (po kliknięciu otwiera się w większym rozmiarze)
Później niebieski szlak po kładkach. Och, jak tam jest pięknie i urokliwie :)
Tutaj niebieski i ja
A tu tylko niebieski
A tutaj strumyk, ale już nie na niebieskim
A to ja zaginam czasoprzestrzeń :)
Tak, te drzewa naprawdę rosną krzywo. Na potwierdzenie tego, wrzucam jeszcze jedno zdjęcie z tego miejsca, tym razem z Adamem. No dwa zdjęcia tych krzywo rosnących drzewek są już chyba argumentami nie do podważenia :)
Dalej tu i tam, tędy i tamtędy dojechaliśmy na jedną z polecanych atrakcji jaką mieliśmy zjeździć. Zielony szlak do Rozdroża Izerskiego. Oj, było trudno. Nie jesteśmy takimi hardkorami i w 100% go nie przejechaliśmy, ale całkiem sporo się udało i byłam całkiem dumna :P
Proszę państwa, oto szlak;
Szlak jest całkiem trudny, tak.
Zaraz państwu łapkę poda;
Nie chce podać? A to szkoda.
Dobra, to było kiepskie, ale tak mi się jakoś skojarzyło :)
Później trochę po szutrach, ale jeszcze nam było mało trudnych szlaków, więc tym razem wpakowaliśmy się na niebieski z Sępiej Góry. Też był trudny i równie fajny :)
Jarzębina na szczycie Sępiej
A tutaj wykresik, bo mało pomarańczowego mam na blogu