Jakaś chała, jakiś szajs

Czwartek, 1 marca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Chała :)
Tak, w tym roku będę też dodawać chałowe wycieczki, coby ludziska o mnie nie zapomnieli tak jak w zeszłym roku :) Tym razem zbiorczo - kilka razy do szkoły i inne pierdoły. I jeszcze żeby nie było nam smutno, wrzucam mięsnego jeża, jeżeli jeszcze ktoś nie widział. Chociaż już pewnie wszyscy widzieli :)

Takie tam, po parkach

Sobota, 22 października 2011 · Komentarze(0)
Jesienią z Izą, Marcinem i Adamem po Łodzi, ale wcale nie nudno i bez celu. Cel - poznać trochę historię Łódzkich parków.

Pierwszy park - Park Helenów


A to już nie park, tylko kopalnia odkrywkowa piasku




Elegancka jesienna ścieżka


Też z historii Łodzi i dodatkowo moja dziedzina :) Wieża ciśnień


Siwy wodzirej :)


Ciuchcia


Nieciuchcia (czy was też dziwi, że "nie" z rzeczownikami pisze się razem?)




Nie tylko parki nam w głowach, podczas wycieczki odwiedziliśmy też stary wojenny cmentarz w Starej Gadce


Cycki!

Sobota, 15 października 2011 · Komentarze(12)
Wiem, wiem... Korzystam z bardzo tanich chwytów podkręcających wejścia na mojego bloga :) Ale cycki w temacie wcale nie są wspomniane zupełnie bezpodstawnie :) Na wycieczce były takowe - sztuk cztery. A ich właścicielki to Izabela i ja. Były też męskie cycki, również sztuk cztery, ale rozumiem, że na tego rodzaju wytworach natury wcale nie podkręcę popularności bloga :) A należały do Adama i Marcina.
A ich wszyscy właściciele wybrali się w pewien jesienny dzień. Było trochę deszczu, trochę lasu i trochę jazdy pociągiem no i troszkę jazdy na rowerze :) Później był dixit, piwko i okropna pizza.

A teraz będą zdjęcia:

Jesień, jesień, bo przeplata trochę zimy trochę lata :) (jakoś tak to szło?)






Izo, od dzisiaj będziesz moim ptysiem :)


Ruszyła maszyna na szynach ospale


Coś Marcin z Adamem tak słabo się przytulają :) Na następnej wycieczce muszą to poprawić :P


Zimno!

Sowie, Gross-Rosen i przeprawa przez pokrzywy

Poniedziałek, 12 września 2011 · Komentarze(3)
Poprzedniego dnia porozwoziliśmy trochę tyłki samochodem i odwiedzaliśmy parę miejsc, które chcieliśmy zwiedzić w tym rejonie. Między innymi były obóz koncentracyjny Gross-Rosen w Rogoźnicy.

Brama wejściowa


i zalany kamieniołom kopany przez więźniów


Następnego dnia dalej szukaliśmy historii, ale tym razem rowerem , bo w miejscach bardziej schowanych po lasach

Kasyno Osówka w środku lasu


jakiś bunkier też w środku lasu


Zamek Grodno - już bardziej "historyczna historia"



A to żem ja


Podpis niepotrzebny :)


A co tytułowej przeprawy przez pokrzywy - Adam, nasz niestrudzony guru i przewodnik wyczytał gdzieś, że zaraz nad brzegiem Jeziora Bystrzyckiego mieści się jakiś przyjemny singielek z widokami itepe. No to dlaczego miałabym nie słuchać mojego nawigacyjnego guru? No to jedziemy. Ogólnie rejony jeziorka wyglądają bardzo sympatycznie.


Niestety ścieżki jakoś nie znaleźliśmy i wzdłuż całego jednego brzegu jeziora przeprawialiśmy się przez pokrzywy wyższe ode mnie "bo może zaraz zacznie się ścieżka". Na szczęście Adam szedł pierwszy i jako tako wydeptywał mi ścieżkę :)


Jak już się w ogóle nie dało iść, bo oprócz pokrzyw zaczynało się też robić mokro pod stopami, postanowiliśmy wejść po stromym zboczu na górę, z argumentem nie do przebicia, że "tam gorzej być już nie mogło". Wdrapanie się po tej ściance, to też nie takie tam hop siup. Adam jakoś wtargał swój rower na plecach, ale dla mnie było za stromo, więc Adam był zmuszony popełnić jeszcze jeden kursik po mój rower. Kiedy już się doczołgaliśmy na górę, okazało się, że faktycznie gorzej nie jest, a nawet więcej. Jest bardzo dobrze.
Paręnaście metrów nad nami i pokrzywami biegł sobie supersympatyczny ucywilizowany singiel, a po nim na rowerach jeździły elegancko matki z dziećmi. A my niestety wygramoliliśmy się z tego buszu na ten śliczny singiel zaraz przed końcem brzegu jeziora, kiedy to dalsza droga czekała nas już asfaltem :) No ale i tak było fajnie :P

Ale żeby już nie narzekać po babsku i zakończyć miłym akcentem, to wrzucę jeszcze parę przyjemnych fotek:

Adam z jarzębiną


Adam z masztem


Adam z drzewem i z ładnym niebem


I 4 minipanoramy + profil w gratisie








Góry Sowie i sprytny lisek :)

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(6)
kolejna porcja zdjęć z naszego wrześniowego wypadu w góry Sowie. Niestety nie wiem co dodać w opisie, więc może żeby nikt nie mówił, że u mnie na blogu brakuje humoru, to wrzucę jakiś pół czerstwy żarcik:

W pewnej wiosce mieszkał sobie gospodarz, który miał kurnik. Co noc do tego kurnika przychodził sprytny lisek i pożerał jedną kurę, albo koguta - zależy na co miał chrapkę. I tak to trwało miesiącami, aż pewnego dnia gospodarz schwytał liska i zapytał:
-Czy to ty wyjadasz stopniowo mój drób?
Na co sprytny lisek odpowiedział:
-Nie!
A tak naprawdę, to był on.

Mój ulubiony :) Zaraz obok dowcipu o wujku Stanisławie - mistrzu ciętej riposty :P

No to teraz foteczki

podjeżdżam szlakiem na Wielką Sowę


Panoramka z podjazdu do schroniska Orzeł


bardzo przyjemny podjazdowy odcinek na tymże szlaku








podjazd czerwonym całkowicie do podjechania nawet dla nas - cieniasów. Jeden kawałek wymagał tylko poważnego spięcia mięśni nóg oraz pośladków - żeby się nie posrać z wysiłku :P


Takie tam - na rowerze :)


na szlaku spotkaliśmy innych rowerzystów i jak się okazało, to była moja daleka rodzina. rowerowa oczywiście :) obaj mieli spece stumjumpery, tylko trochę brzydsze od mojego Stasia :P


Wczorajszy zjazd z Wielkiej Sowy


Sowie też potrafią urzekać widokami - widok z wieży na Kalenicy.


Na wieży na Kalenicy była też księga pamiątkowa, do której się wpisaliśmy :)


Zjeżdżaliśmy już całkiem późno przy zachodzie słońca, co oczywiście miało swoje zalety. Kiedy moja romantyczna dusza ujrzała widoki, które serwują Sowie podczas zachodzącego słońca, to moje romantyczne oczy prawie się rozpłakały ze szczęścia i nadmiaru wrażeń estetycznych :) Do tego jeszcze oboje z Adamem wsadziliśmy słuchawki w uszy, włączyliśmy nastrojową muzyczkę i jazda w dół! + jeden postój na szybką fotę, żeby można było wnukom pokazać :)




I jak zwykle w przypadku górskich wycieczek - profil trasy

Wielka Sowa i kompleks Riese

Piątek, 9 września 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Góry Sowie
Znaleźliśmy się z Adamem z rowerem w Górach Sowich. Na pierwszy dzień poszła m.in Wielka Sowa. Podjazd był koszmarny, ale wcale nie dlatego, że był trudny, albo stromy itp tylko dlatego, że dzień wcześniej zaliczyliśmy z Adamem porządne zatrucie etanolem :P Pominę rozwinięcie tego tematu, bo uwierzcie, że nie warto :)
Ogólnie w Góry Sowie pojechaliśmy z kilku powodów. Jednym z nich był znajdujący się tam kompleks Riese, czyli budowane przez hitlerowców "podziemne miasta" jak to niektórzy nazywają. Dla zainteresowanych podałam linka. I tu jeszcze jednego.
A co do wycieczki, to było fajnie i miło, ale mimo to, że jestem cieniasem, to trochę brakowało mi trudnych górskich zjazdów. Nie mówię, że ich tam nie ma. Na pewno są, ale my rozbijaliśmy się raczej głównymi szlakami i takowych nie znaleźliśmy. A co ja tam się będę rozpisywać, lepiej wrzucę foty, bo jest ich sporo i do tego miłe dla oka.

Uśmiecham się, bo to zaraz przed szczytem Wielkiej Sowy


A to już wieża widokowa na szczycie


Zjazd z wielkiej sowy w moim wykonaniu


I tu również


A tu dla odmiany w wykonaniu Adama.


Jakiś tam podjazd


Jakiś tam ładny kościółek, który mijaliśmy (żeby nie było, że jestem ignorantką: to jest Kościół pw. MB Śnieżnej w Sierpnicy)


I zaczyna się historia. Jedno z wejść do kompleksu Sokolec-Gontowa


A tak wygląda sztolnia w środku


Ogólnie w całych górach, jak tylko zboczy się ze szlaku, można natknąć na historię


Wejście do kompleksu Osówce.


i we Włodarzu


Osówkę i Włodarz jak najbardziej można legalnie zwiedzać. We Włodarzu i w Rzeczce byliśmy i pyknęliśmy tam parę zdjęć, które również wrzucam.

Zalana sztolnia we Włodarzu, po której pływa się łódką


Ekspozycja przed wejściem do Włodarza






Adam udaje Franka Wichurę


Adamowy nowy kask (hełm?)


I jeszcze żeby za mało górsko się nie zrobiło, to dorzucam w gratisie widoczek z podjazdu


I profil z wycieczki

Wierszowane Pieńki

Sobota, 27 sierpnia 2011 · Komentarze(1)
Wybaczcie, ale kradnę opis Adama, bo wyjątkowo mu się udał, a że pisał go pół roku temu to już każdy zapomniał i chętnie sobie odświeży:

Przez Bikestatsa Izka pisze, w cichym życiu burzy ciszę:
„Ejże dziady! Ejże lenie! Mam ja dla Was polecenie:
Bierzcie zaraz w troki dupę. Wrzućcie w plecak piwek kupę
W pociąg, w auto wnet wsiadajcie i do Pieniek przybywajcie!”

(Bendus rzecze:)
„Kończmy łódzką więc drętwotę. Na działeczkę mam ochotę!
Mario, pakuj nasze graty: weź rowery, jakieś szmaty.
Zaraz w Yarka się wbijemy i do Pieniek pojedziemy”

Jako rzekli, tak zrobili i do Pieniek w noc przybyli.
Tam się piwo, wódka lała mącąc myśli durząc ciała.
Siwy skry z espedów krzesał, Adam Marię na się wieszał.
Iza zaś z spryciula mała, wciąż do zdjęć nam pozowała.

(Przyszedł ranek)
Kaca z wczoraj lekko lecząc, wyruszyli nogi wlecząc.
Do pałacu dojechali, posiedzieli, pozwiedzali.
Dalej drogą do Tarczyna miała udać się drużyna,
Lecz nad stawem gdzieś utknęli i w nim kąpać się zaczęli.
Kąpiel całkiem miła sprawa, lecz gdy długa ta zabawa,
to na jazdę nie za wiele mają czasu przyjaciele.
Efekt kąpielowej draki: niepoznane liczne szlaki.
Te co jednak zobaczone, zdjęły z głowy mej koronę
władcy nieprzetartych szlaków, pełnych błota, syfu krzaków.
Izy szlak wiódł przez pokrzywy. Tam dopiero były dziwy!
Krzaki, błoto i komary, a ich ilość nie do wiary.
Wszystko to nas przeraziło i na asfalt przegoniło.
Potem jeszcze były Skuły. Tam też Siwy swe muskuły
prężył, rower mając w kroku i orszaku ani kroku
weselnego nie puszczając i wódeczki wciąż żądając.
Potem sklepik zwiedziliśmy, gdzie se mięcho kupiliśmy,
I na grilla zawieźliśmy.

(A wieczorem…)
Gdy się płyny nam skończyły, mówi Siwy „Bendziu miły!
W paszczy mojej sucho cosik, lecz w kieszeni został grosik.
Wsiądźmy zatem na rowery i przejedźmy kilo cztery.
Browce kupim sobie złote, bo coś na nie mam ochotę”
Tak więc za Jego namową na wycieczkę całkiem nową
ruszyliśmy w nocy mroki jak najgorsze dwa pijoki,
lecz szczęśliwie wróciliśmy, zimne piwko przywieźliśmy.









Kobyły nad wodopojem :)




Adam zarywa do nowo poznanego "brata mniejszego"


You shall not pass!






Buahahaha maratończycy ssą:)

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(5)
Ostatnio mam sporo wolnego czasu (bo przecież kto by pisał pracę mgr wcześniej niż dwa tygodnie przed obroną? :P) i w związku z tym ze zwiększoną intensywnością (jak na mnie) dodaję zaległe wpisy.

To niestety nasz ostatni dzień w górach na tym wyjeździe. Dopiero pod wieczór pojechaliśmy pożegnać Sępią górę (OS5 Enduro Trophy Świeradów). Mieć taką górę pod domem to naprawdę byłoby coś. Powolny podjazd i jeszcze wolniejszy zjazd, ale tym razem poszło nam troszkę lepiej niż ostatnio. Na górze akurat słońce odwalało popisówę, więc pierdyknęliśmy parę całkiem ładnych zdjęć, np takich:



Ale to wszystko robiliśmy wieczorem. A co robiliśmy rano? Świetnie się bawiliśmy :) A to dzięki maratonowi "górskiemu", który odbył się tego dnia w Świeradowie. O maratonie wiedzieliśmy już wcześniej, bo w naszej kwaterze zatrzymali się też jacyś rowerzyści z zamiarem startu. Między innymi pani, która swojego karbonowego fulla za paręnaście tysięcy zł SPROWADZAŁA z ulicy prowadzącej do kwatery. Jeśli ktoś kojarzy - ulica Bronka Czecha. No nie da się ukryć, że było z górki, no ale ludzie, tam zimą podjeżdżają samochody :) Później widzieliśmy ją też na trasie maratonu i - tak! zgadliście! - też prowadziła. Prowadziła na początku, prowadziła na końcu... Hmm... Jaki z tego wniosek? Czyżby prowadziła całą trasę? :) Chociaż w to akurat wątpię, bo trasa była prowadzona takimi drogami, że mój dziadek przejechałby ją na fotelu na kółkach. Albo na łóżku szpitalnym (bo też ma kółka). Co do Pani, to ja jej nie krytykuję, tylko troszkę się podśmiewam :) Na pewno jest bardzo miła i ma wiele innych zalet. Może się sprawdza w jakimś statecznym sporcie? Hmm... Może brydż? :P

Jeżeli na mojego bloga wchodzi jeszcze ktoś poza moją mamą i teraz to czyta, to pewnie się teraz oburza i sobie myśli, że jak jestem taka zajebista, to dlaczego sama nie jeżdżę w maratonach. Otóż nie jeżdżę między innymi dlatego, że jestem cholernym cieniasem i jeśli w ogóle przejechałabym całą trasę w minimalnym czasie, który by mnie nie dyskwalifikował, to zapewne wtedy pampers w moich gatkach rowerowych znalazłby zastosowanie zgodne ze swoją nazwą :) Ja się tylko rozwodzę nad umiejętnościami technicznymi (nie kondycyjnymi) zawodników. A zresztą... Podobno jeden film mówi więcej niż wiele słów, zatem kradnę cudzy filmik na youtube. Przy okazji widać też nas robiących zdjęcia :)



Fajnie, co? :)
A i jeszcze, żeby mnie Mamba nie upomniała tak jak Adama, dodam, że na trasie widzieliśmy też Czarną Mambę we własnej osobie, która jechała pięknie :)

Te zdjęcia, które robił Adam można obejrzeć tutaj. Może ktoś znajdzie siebie.

A przy okazji Adam zmontował filmik z tego wyjazdu, który wrzucam tutaj:


A tutaj: opis wycieczki u Adama.

I nakurwiaj teraz!

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Gonimy, gonimy :) Na moim blogu już 5 sierpnia! Nadal jesteśmy w Izerach i nadal po nich jeździmy, chociaż wolno i słabo :) Ale za to kręcimy filmiki, a że jakoś tak dobry humor mieliśmy, a po montażu i tak się większość wycina, to powstają takie rzeczy:


Mój śmiech czasem mnie przeraża :)
Ale nie tylko filmy były, zdjęcia też pykaliśmy
np mnie jak się męczę


i koła jak się obraca


Taki wykresik dorzucam w gratisie

Izery

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Ten tytuł to szczyt mojej kreatywności na dzisiaj, bo popołudniowe szachy z dziadkiem doszczętnie ją wyczerpały.
Ale mimo wszystko wycieczkę powspominać warto. W te zimowe dni, jeszcze do niedawna całkowicie zapchane sesją, te wakacyjne wycieczki symbolizują wszystko do czego tęsknię od października do kwietnia. Są wakacje i jest wolne, jest ciepło i jeździmy na rowerach po górach. Więcej można chcieć ewentualnie tego, żeby ten stan trwał dłużej.
A tak mi się zebrało na wspominki i refleksje, żeby czymś wypełnić tego bloga (oprócz zdjęć oczywiście), bo ta wycieczka odbyła się jakieś pół roku temu. Jakby co: opis u Adama.

No i zdjęcia:

Takie oto widoczki mijaliśmy tego dnia:










Takie widoki też mijaliśmy, ale nie długo, bo zaraz zamieniły się one w puste talerze


A tędy prowadził szlak. I tym razem z pełną świadomością wybraliśmy ten szlak (przez Pytlácké Kamene), bo po prostu wiedzieliśmy, że jest ładny. Zatem nie była to (jak zwykle :)) wina przewodnika Adama


Było trochę zjazdów...


...i podjazdów


Dwie panoramki (po kliknięciu otwierają się duże)




I profil (wyszło mało, bo tym razem na Stóg wjechaliśmy wyciągiem)