Kolejny raz postanowiłam poszpanować rowerem w pracy. Stanislaw został wyściskany, pościskany i wymacany.
A tak w celu urozmaicenia wrzucam muzyczkę całkiem miłą dla słuchu i być może innych zmysłów również <object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/Lgo9VXY8PCc">
</object>
Rano oczywiście padało, a my nie udawaliśmy twardych tylko grzecznie pojechaliśmy autem do Jeleniej Góry na rozrywki miejskie. Po południu chmury postąpiły po francusku i zaczęły się wycofywać, a my wróciliśmy do Świeradowa ruszyć jeszcze na single. Single jak zwykle - ubaw po pachy. Zawstydzała nas trochę Gosia na swoim rowerze trekingowym, na którą za bardzo nie trzeba było czekać, a my wcale nie staraliśmy się jechać wolno :) Już nie liczę który raz tam byliśmy, a zawsze jest tak samo fajnie
Małgorzata też się raczej ubawiła
A później zmywanie błota, piwko i grill. Wakacje :)
Sielska jazda z widokami po Izerach w piękny pogodny weekend - niepotrzebne skreślić. I co zostaje? Jazda po Izerach w weekend. Mało? No bywa... Za to miały być klimatyczne fotki w deszczu i mgle. I co? W deszczu szkoda aparatu, a poza tym ręce mieliśmy "zgrzybiałe" jak to ujęła Gosia. Ale parę foci jest.
Gdzieś na żółtym szlaku granicznym - po takiej przerwie od gór i roweru zjeżdżałam trochę jak cipa :P
i dalszy ciąg żółtego
Adam też tam był
Byli też z nami Gosia i Michał - to już zdjęcie na tzw "fajnym niebieskim"
Za nami panorama Izerów:
No i obowiązkowo była też chatka górzystów, gdzie pani próbowała wmówić biednym ludziom, że żadna kobieta nie jest w stanie zjeść dużego naleśnika. Ups :) A jeśli kobieta zjada dużego naleśnika i popycha go kapuśniakiem? :)
A później wszystko przebiegało zgodnie z planem, czyli spadł deszcz. Deszcz? Nie. Ulewa. Ja wiem, że ja wcale dużo nie jeżdżę na rowerze i pewnie nie jestem żadnym autorytetem, ale tak to ja jeszcze nigdy nie zmokłam. Jeszcze do pewnego momentu jak padało to i tak jechaliśmy, no bo czemu nie? W końcu twardzi jesteśmy. Ale jak już spadła ta ulewa to dość szybkim i błotnistym szutrem udaliśmy się do domu. Efekt?
Michał najmniej ubłocony, bo "omijał kałuże" :) ja najbardziej bo... no bo to ja :)
Hehe no to dodałam zajebisty tytuł, nie wiem czy serwer wytrzyma tyle wejść na mojego bloga :P Ale bynajmniej nie bezpodstawnie, bo jak dzisiaj jechałam rowerem z pracy to jakiś typ prawie się we mnie wpieprzył samochodem. Haha, historia ssie, co? :) No to sorry, nabrałam was :P A ostatnio obiecywałam, że kolejny kyuss zagości wkrótce, no to bardzo proszę:
Ja nie mam pojęcia jak ludzie mogą się podniecać tym, że przemieszczać się po mieście jest na rowerze szybciej jeżeli jeżdżą z prędkością przesuwania fotela bujanego po dywanie. A ja naprawdę jeżdżę wolno, bo nie lubię i nie mogę za bardzo się męczyć w drodze do pracy. Dzisiaj słuchałam muzyczki naprawdę nie skłaniającej do szybkiej jazdy, raczej do samobójstwa :) W sumie to bardzo chciałabym nie lubić radiohead, ale co zrobię, że ich lubię :)
Do Adama, Marcina i Mateusza dołączyłam też ja, żeby tak gejowo nie było. Nawet nie ściemnialiśmy, że umawiamy się na rower tylko od razu jasne było, że jedziemy do Józka na piwo. Wnioski: ja za dużo bluźnię, a Mateusz nie burzy ścian :) Mamy też fotę, której chyba nie powinnam wrzucać, bo wyszłam trochę jak trup :) Marcin szpanuje telefonem? Nie, po prostu Iza też chciała być na zdjęciu :)
Muszę zacząć rzadziej jeździć do roboty rowerem bo kończą mi się pomysły na piosenki. Dzisiaj znowu wrzucam komiks. Kto nie lubi strasznych rzeczy niech lepiej nie czyta
W piątek również pojechałam rowerem do pracy. Ale pojechałam tylko "do". "Z" już mi się nie udało, bo z tyłu zagościł flaczek. Rower zostawiłam w pracy i wróciłam po niego z Adamem w niedzielę. Wchodzimy z Adamem do biura i mówię Adamowi, żeby zgadł, które moje biurko. Hehe od razu powiedział "Oczywiście, że to, na którym jest największy syf" :) (Tylko dlaczego ja jeszcze się tym tu chwalę?)
W każdym razie wrzucam też muzyczkę. Wiem, że oprócz k4r3la raczej nikt tego nie słucha, ale dzisiaj np spędziłam trochę ładnego czasu przeglądając piosenki, które tu wrzucałam. Muszę przyznać, że wyśmienicie się przy tym ubawiłam. Idąc dalej tą drogą zaczęłam słuchać swojej muzyki, której słuchałam jakiś czas temu i jeszcze lepiej się przy tym ubawiłam. Dlatego dzisiaj na pewno jakiś Kyuss. Tylko cholera nie wiem co wybrać... Wrzuciłabym cały album, ale tego nawet k4r3l nie przełknie :) Hmm... Może to?
Ciężko było. Na szczęście do pracy jeżdżę stosunkowo często, więc na whitewater przyjdzie jeszcze czas :)
do roboty pojechałam specem, coby trochę się polansować. Lans w pełni udany. Szef też był rowerem (chociaż twierdzi, że jeszcze czuje się człowiekiem) i pojechał ze mną odebrać mój paszport. Po prostu wykorzystałam go bezczelnie do pilnowania mojego roweru :) A po pracy pojechałam jeszcze do koleżanki wyjść na spacer z jej świeżym dzieckiem. Jeszcze ciepłe :)
No i jak zwykle bonus ode mnie. Tym razem Sonic Youth.
Z Siwym umówiliśmy się na rower i piwo. Kierunek modrzewiak. Niestety każdy wiedział, że to nie o rower tu chodzi, ino o piwo. Dlatego skończyło się to tak, że kupiliśmy piwo w tesco i wypiliśmy w parku :) Ale jaka to oszczędność, nie tylko kasy, ale też zmęczenia i kilometrów :)
A na wspomnienie wypadów rowerowych w tym trójkowym gronie wrzucam filmik sprzed 4(!) lat z przeprawy przez odrobinkę zalany mostek :)
Haha jak ja głupio chichotałam :) Teraz w tym wieku już co najwyżej statecznie się uśmiecham :) Ale nadal mnie rozwala moonwalk Marcina w 1:16. Ja myślałam, że Adam tylko teraz, po tylu latach, jest dla mnie niemiły, a tu się okazuje, że zawsze tak było. "Pomachaj - ssij mnie", "A może ją strącimy tym kijkiem?", "jakbym się wywaliła to bym cię pociągnęła za sobą - to ja bym cię puścił". haha nie mogę z tego :)