Po górach - Jaworzyna

Sobota, 15 sierpnia 2009 · Komentarze(2)
Zgodnie z tradycją (Hmm... to już jakiś drugi raz będzie :)) ostatniego dnia w górach zrobiliśmy lajtową wycieczkę z wyciągiem. Rano pociągiem do Krynicy, stamtąd parę kilometrów na dolną stację wyciągu i dalej luksusowo na górę. Rowerzyści są tam traktowani jak VIPy. Nie dość, że wjeżdżamy na górę bez męcznia, to jeszcze bilet rowerzysta + rower jest tańszy niż zwykły turysta bez roweru. Poza tym z rowerem nawet nie trzeba stać w kolejce! Nic, tylko jeździć na rowerze. My wsiedliśmy do zwykłego wagonika, a rowery jechały zaraz za nami w wagonie towarowym. Z nami jeszcze dwóch "zjazdowców" w wieku około 14 lat, a przy wkładaniu rowerów do wagonika, jednemu z nich odpadło koło :) No cóż... Miłego zjeżdżania :) Odważne chłopaki.
Na górze większe tłumy niż w mieście na dole. Większość osób wjeżdża na górę, idzie jakieś 50m do knajpy, je odbiad z ładnym widoczkiem, robi zdjęcie z plastikowym dinozaurem i wraca z powrotem kolejką w dół. No w sumie... Po co się męczyć. Przecież są na wakacjach. Ja tam mogę ich zrozumieć, ale Adam był oburzony.
Aha... Miałam opisywać wycieczkę :) No to z góry zabraliśmy się czerwonym szlakiem do Rytra. Szlak bardzo malowniczy, czasem wiedzie szeroką leśną drogą, czasem zwęża się do malowniczego singla. Ogólnie w 100% przejezdny, często poza lasem z ładnymi widokami. Sporą część jedzie się raczej bez większych technicznych problemów. Przynajmniej na fullach :) Za to końcowy zjazd do Rytra jest raczej całkiem hardcorowy. Jest mocno stromo. Jak stromo może potwierdzić grupka Niemców, którzy stwierdzili, że nie muszą nas przeouszczać, bo i tak będziemy musieli prowadzić. E tam. My elegancko wsiedliśmy na rowery i z tyłkami nad tylnym kołem zjechaliśmy. Raz trochę wypadłam z zakrętu, ale ogólnie nawet się nie wywliłam :) Dobrze, że Adam na dole przetłumaczył mi tych Niemców. Teraz mogę być z siebie dumna :) Z Rytra już po płaskim do domu. A już w Piwnicznej razem z Panem Harnasiem zatapialiśmy swoje smutki. Ostatni dzień w górach już za nami...

Szczyt Jaworzyny Krynickiej. Prawda, że jak małe miasteczko?


Tak do końca nie załatwiliśmy sprawy tym wyciągiem. Parę podjazdów też się zdarzyło.



Ale ogólnie było w dół



Po płaskim też jechało się bardzo sympatycznie




Jeziorka też się zdarzały :)


Ach ta radośc :)






wiem, że kiepskie, ale jakoś minie się podoba :)


Jak ja nie lubię takich rynien na środku ścieżki


Patent na uciekającego psa :)


Na koniec komplet: Góra, rowery i bronek


Po górach - Małe Pieniny

Piątek, 14 sierpnia 2009 · Komentarze(5)
Kwaterę w Piwnicznej wybraliśmy międzi innymi po to, żeby przejechać właśnie tę trasę, którą Adam podpatrzył tu i tu.
Na początku trzeba było podjechać na Obidzę (930 mnpm). Po poniedziałkowej wycieczce wiedzieliśmy już, że nie ma sensu wbijać się na zielony szlak, bo jest średnio przejezdny, tylko podjedziemy czerwonym po asfalcie i betonowych płytach. Nudno, bo nudno, ale przynajmniej stosunkowo szybko i efektywnie. Jakieś 10 km podjazdu i jesteśmy na Obidzy. Tam jemy drugie śniadanie i zaczynamy włąściwą wycieczkę jadąc niebieskim szlakiem. Na początku jedziemy w miarę po płaskim z minipodjazdami i zjazdami. Wszystko byłoby super cycuś malina, gdyby nie to, że prowadzoną tamtędy zwózkę drewna i szlak był zmasakrowany. Po drodze spotykamy rowerzystę, który jedzie tę samą trasę w drugą stronę (pozdrawiamy). Dojeżdżamy na bardzo malowniczą przęłecz Rozdziela, gdzie zaczynają sie Małe Pieniny. Pędząc po trawie zjeżdżamy na dół, żeby później podjechać na Wierchliczkę. Na szczycie czeka na mnie Adam, a ja przez jakieś 10 minut gadam jaka jestem z siebie dumna, że podjechałam :)
Pod Smerkową opuścilismy niebieski szlak, bo wcześniej spotkany rowerzysta powiedział, że w tych rejonach jest błoto po pas i nieprzejezdnie; ale ścieżka, któą wybraliśmy za bardzo zjeżdżała na dół, więc przez pole podprowadziliśmy rowery z powrotem na niebieski szlak. Od tamtego miejsca niebieski to czysta poezja: najpiękniejszy singletrack jakim miałam okazję jechać. A co ja będę opisywać, niżej są zdjęcia.
Niestety kawałek dalej trzeba było podprowadzać rowery na Wysoką. Szlak omijał szczyt Wysokiej, więc i my darowaliśmy ją sobie, bo i tak trzebaby było podprowadzać. Chwilę później znów wjechaliśmy na singielek. Gdzieś po drodze na cholernie śliskiej ścieżce zaliczam glebę, ale to nic. Jedziemy dalej i docieramy na Szafranówkę. Jakaś kolonia szybko nas stamtąd wypłoszyła, więc wbiliśmy się na żółty szlak do Szczawnicy. Po drodze go zgubiliśmy i wjechaliśmy do jakiegoś gospodarstwa, a dalej zjechaliśmy jakimiś nieoznakowanymi ścieżkami. Bardzo żałuję, że były nieoznakowane, bo teraz nie można ich nikomu polecić. Ten zjazd był naprawdę niesamowity. Stromy i mocno kamienisty.
W Szczawnicy zjedliśmy obiad i tam się rozstaliśmy. Adam postanowił wrócić przez Pasmo Radziejowej zdobywając między innymi Czeremchę, Przehybę, Radziejową i Wielki Rogacz. Chciałam jechać razem z nim, ale Adam stwierdził, że razem nie zdążymy. A szkoda, bo tego dnia jechało mi się naprawdę dobrze. Chociaż podobno było trochę prowadzenia, więc może nie żałuje :) Ja za to udałam się asfaltem do Rezerwatu Biała Woda, a stamtąd żółtym szutróweczką przez rezerwat z powrotem na Przełęcz Rozdziela. Ciągle delikatnie podjeżdżałam, ale jakoś specjalnie tego nie czułam. Dopiero jakieś 2 km przed przełęczą zaczął się właściwy podjazd. Nachylenie koło 25%, ale szutrówka prawie jak asfalt... i wtedy przekonałam się, że nie mogłabym sama jeździć po górach :) Na początku podjeżdżałam, ale po chwili zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcie i tak sobie myślę, że Adama nie ma, innych ludzi też nie ma, więc co się będę męczyć skoro mogę podprowadzić :P Podprowadziłam na przełęcz i tam zauważyłam, że mam mało powietrza w tylnym kole. Niestety pompka podróżowała u Adama w plecaku :/ Ale do Obidzy, gdzie mieliśmy się spotkać jeszcze tylko parę km po płaskim, więc powolutku z pływającym tylnym kołem dotoczyłam się na miejsce spotkania. Tam rozbebeszyłam tylne koło i chwilę poczekałam. Adam$, kiedy przyjechał, zakleił mi dętkę, a że już zaczęło robić się ciemno, do Piwnicznej zjechaliśmy tą samą drogą, którą wjeżdżaliśmy, czyli po asfalcie i betonowych płytach.
Niektórzy uważają tę trasę za najpiękniejszą w polskich górach. Właściwie to chyba mogę się z nimi zgodzić :)

TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - Kosarzyska - Sucha Dolina - Obidza (930 mnpm) - [niebieski szlak] - Szczob (936 mnpm) - Przeł. Rozdziela (802 mnpm) - Wierchliczka (966 mnpm) - Watrisko (960 mnpm) - trawers Wysokiej (na sam szczyt - 1050mnpm się nie pchaliśmy) - Borsuczyny (939 mnpm) - Durbaszka (942 mnpm) - Huściawa (818 mnpm) - Witkula (730 mnpm) - Szafranówka (742 mnpm) - [żółty szlak] - Palenica (719 mnpm) - [ścieżki] Szczawnica Niźna, przystań flisacka - Szczawnica Wyźna - Jaworki - [czerwony szlak] - Rezerwat Biała
Woda [żółty szlak] - Przeł. Rozdziela (802 mnpm) - [niebieski szlak] - Obidza (930 mnpm) - Sucha Dolina - Kosarzyska - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie

Suma wzniesień - 1863 m

Adam z Pieninami w tle




Co za radośc :)






Ta mała kropka to Adam na trawersie Wysokiej




Na Wysoką - było mocno pieszo






Może nie wjechałam na Przehybę, ale za to miałam ładniejsze widoki :) Nie wiem dlaczego tę ścieżka zapamietałam jako "szutrówkę prawie jak asfalt" :)


Przełęcz Rozdziela wieczorową porą robiła dużo większo wrażenie


Środa nad Popradem

Środa, 12 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Od rana lało, więc tego dnia zrezygnowaliśmy z rowerów żeby spędzić ten dzień jak każda inna para na wakacjach :) Po południu nawet wyszło słońce, ale pogoda była nadal niepewna, poza tym Adam miał całkowicie przemoczone buty rowerowe po wczorajszym, więc jak każda inna para w cywilnych ubraniach pojechaliśmy na spacer wzdłóż Popradu na lody i oranżadę.
A po południu jeszcze ja odświeżałam sobie pamięć jak to się jeździ na koniach. Jeszcze udało mi się jako tako zagalopować, więc nawet nie było tak źle, tylko, że ta cholera nie miała hamulców :)

Sesja na proroku. Koszmarne siodło, ale poza tym jakoś ujdzie :)



Fajna miejscówka, gdyby tylko w pobliżu nie było gniazda cipodrążów :)


Tak, tak, wiem. Pięty w dół, palce do konia. Ale jakoś mi się zapomniało :)

Po górach - Wielki Rogacz

Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 · Komentarze(7)
Pierwszy dzień w Beskidzie Sądeckim, więc jedziemy na krótką zapoznawczą wcycieczkę. Pani na kwaterze powiedziała nam, że rowery możemy przypiąć sobie do drzewa na otwartym podwórku :/ A my nawet nie mamy zapięć. Decyzja zapadła taka, że nasze bajki będziemy trzymać w samochodzie. Rano szybkie składanie rowerów do kupy i ruszamy. Mieszkamy koszmarnie nisko bo na wysokości ok. 360 mnpm.
Na początek podjazd na Eliaszówkę (1020 mnpm). Najpierw po betonowych płytach. Szło ciężko, bo było dość stromo, ale jeszcze jako tako dawałam radę. Dziwnie te góry jakieś, bo nawet jak już byliśmy na znacznej wysokości około 700 mnpm, to nadal jechaliśmy przez pola i często mijaliśmy jakieś domy. Chciałam już wjechać do lasu. Jednak bardzo szybko tego pożałowałam. W lesie zaczęło się prowadzenie i muchy... Muchy bły wszędzie, latające, siadające, włażące wszędzie. Nawet nie mogłam otworzyć ust, żeby sobie posapać, bo właziły mi do ust. Do tego szlak był raczej pieszy. Adam próbował walczyć, ale udawało mu się to raczej na pojedynczych odcinkach, bo co chwilę i tak trzeba było schodzić z roweru i przeprowadzać. Nachylenie ponad 22% i do tego nawierzchcia mocno zniszczona przez wodę. Chciałam zawrócić, ale razem stwierdziliśmy, że dojadziemy razem na Obidzę i ja stamtąd spokojnie zjadę do domu. Na szczęście za Eliaszówką dało już się normalnie jechać i niesamowitej prędkości zgubiliśmy muchy :) Na Obidzy spotkaliśmy się Anią i Dominikiem z onthebike.com, Adam wypił piwo, ja tym razem poumierałam przy soczku. Jakoś odzyskałam siły i razem we czwórkę ruszyliśmy na Wielki Rogacz (1182 mnpm). Kawałek przejechaliśmy, ale na stromym kamienistym podjeździe po kolei ktoś się poddawał i schodził z roweru. Adam jako jedyny dojechał do końca. Cwaniaczek na pewno oszukiewał :) Jeszcze nie wiem jak, ale z czasem na to wpadnę :)
Na szczycie zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę i tam się rozdzieliliśmy. Dominik z Anią pojechali w swoją stronę dalej pod górkę, a my radośni obniżyliśmy siodła i pomkneliśmy w dół. To był zjazd... Ponad 800 m w pionie za jednym zamachem. Jescze jakaś połowa bardzo fajnymi technicznymi krętymi ścieżkami, a reszta niestety już szerszą polną drogą, na której dalej zaczęły pojawiać się betonowe płyty. Jednak zawsze jakieś plusy. Droga miała spore nachylenie i można było nabierać zawrotnych prędkości. Chyba warto było się pomęczyć z tymi muchami :)

TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - [niebieski rowerowy] - Eliaszówka (1020 mnpm) - Przeł. Gromadzka (Obidza) (930mnpm) - Wielki Rogacz (1182 mnpm) - [czerwony szlak] - Międzyradziejówki (1035 mnpm) - Niemcowa (1001 mnpm) - [żółty szlak] - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm)

Suma wzniesień: 1188m

Na początku jechaliśmy właśnie takimi nudnymi płytami


A tutaj już pieszo. Głupi aparat jak zwykle wypłaszcza :) Ale tam serio było stromo


Ekipa onthebike.com. Miało być z widokiem na Tatry, których zupełnie nie widać


Pamiątkowa fota na szczycie


I dalej w dóół :)



I jeszcze krótki postój na fotę w podobno charakterystycznym miejscu


Po górach - Czarna reaktywacja dla leniwych :)

Sobota, 8 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
No, może nie tak zupełn ie dla leniwych, bo na początek trzeba było wjechać do schroniska Pod Śnieżnikiem. Tym razem nie jechaliśmy żadnym szlakiem, tylko nieoznakowanymi drogami, które polecił nam poznany GOPRowiec. Droga faktycznie bardzo fajna, bo co jakiś czas wyjeżdżaliśmy z lasu i otwierał się widok na góry i zaraz lepiej się jechało :) Stamtąd, slalomem między ludźmi zjechaliśmy na Przełęcz Śnieżnicką i tam wjechaliśmy na czerwony szlak. Jechaliśmy już tamtędy parę dni wcześniej, ale wtedy ominęła nas największa atrakcja tego szlaku - widoki. Tym razem były naprawdę niesamowite. No i też nawierzchnia całkiem z jajem - nareszcie nieszuter (tak, tak, "nie" z rzeczownikami piszemy razem :)).
Czerwonym do Żmijowej polany i stamtąd zielonym rowerowym do Siennej. Po drodze, koło trasy DH po wyciągiem Adam złapał gumę, więc zaliczyliśmy postój. Jakaś połowa ludzi na wyciągu to downhillowcy z rowerami. Co dziwne, to ich średnia wieku to jakieś 15 lat :)
Ok, Adam załatał i jedziemy dalej. Zastanawialiśmy się czy nie zjechać trasą DH, ale nie chcieliśmy być zawalidrogami dla innych :) Dlatego dalej zielonym rowerowym, ale też szybko juz pod wyciąg. Tam komfortowo załadowaliśmy rowery i wjeżdżamy na górę. Trochę się bałam, bo widziałam jak wjeżdżają inni z rowerami na kolanach, poza tym słyszałam, że może się trochę poobijać. Na szczęście jak obsługa mnie zobaczyła to powiedzieli "uuu, pani to pewnie chce na wieszaczku". Oczywiście, że chciałam na wieszaczku :) Niektóre krzesełka miełay specjalne wieszaki na rowery + poobklejane rury, żeby rower się nie obijał. Naprawdę full serwis.
Parę minut i odzyskaliśmy straconą wysokość. Z Czarnej nartostradą B1, gdzie zaliczyłąm lekką glebę, dojeżdżamy znów do Żmijowej Polany. Tam pogadalismy chwilę z panem na rowerze i wbiliśmy się na zółty, a dalej na niebieski. Gdzieś po drodze na liczniku pojawiło się ponad 60 km/h. Bez żadnego kręcenia. Jakby to był jakiś dobry asfalt, to pewnie jeszcze bym dokręciła, ale że nie był, to zaczęłam hamować. Jednak tchórz ze mnie :) Dalej na Górkę Parkową i do domu.
Wycieczka była naprawdę super. Nie tylko dzięki temu wyciągowi, ale ogólnie trasa bardzo mi przypasowała.

Podjazd drogą poleconą przez GOPRowca - miał chłopak rację :)




Czerwony szlak ze Śnieżnikiem w tle



Adam też wolał na wieszacczku :)




Po górach - Góry Bialskie

Piątek, 7 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Jako, że zielony szlak wzdłuż granicy bardzo nam się spodobał; postanowiliśmy przejechać inną jego część. Cały wiedzie szczytami wąskim singielkiem wśród jagód po kamieniach i korzecniach. Dojechaliśmy samochodem do Przełęczy Płoszczyny i stamtąd od razu wjechaliśmy do lasu. Szlak był piękny, jednak Adamowi tego dnia humor nie dopisał i ciągle marudził i stękał. Po pewnym czasie udzilił mi się jego humor, więc postanowiliśmy nie przedłużać wycieczki, tylko zjechać z powrotem do samochodu. Kiedy zjechaliśmy na asfalt, czekały nas jeszcze 3km pod górę do miejsce zaparkowania, ale ja tam postanowiłam się poopalać i poczekać na Adama kiedy przyjedzie po mnie samochodem :)

Suma wzniesień: 591m.

TRASA: Przełęcz Płoszczyna (817 mnpm) - [zielony szlak] - Jelenia Kopa - Jawornik Graniczny (1026 mnpm) - Rude Krzyże (1053 mnpm) - Rudawiec (1106 mnpm) - [zielony szlak do Baiłej Lądeckiej] - [czerwony szlak rowerowy] - Przełęcz Sucha (1002 mnpm) - [Droga Marianny (zielony szlak)] - [Droga Morawska do asfaltu]

Wśród jagód


Foch Adama :) Ale ja też chętnie się zatrzymałam i poskubałam jagody


Może odrobinę podkolorowane. Ale tam naprawdę było zielono jak w bajce




Po tym jak się wywaliłam, tak dobrze mi się leżało, że Adam zdążył zrobić zdjęcie :)


Z cyklu "znajdź rowerzystę"


Moja wersja trasy nie zawiera tego podjazdu na końcu


No i na koniec mocny akcent: Filmik pt. "Mega-Seks-Lans" :)
http://www.youtube.com/watch?v=emlrDPm38kE

Po górach - Trójmorski Wierch

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · Komentarze(6)
Początek jak prawie zwykle - nieoznakowanymi drogami na Przełęcz Śnieżnicką, czyli od razu skaczemy z 639 mnpm na 1123 mnpm. No, może nie skaczemy. Wleczemy się jak cholera :) Dalej jeszcze jakiś kilometr pod górę i jesteśmy na Hali Pod Śnieżnikiem (1218 mnpm). Tam gadamy z innym rowerzystą na ślicznym Nomadzie, jemy po naleśniku z jagodami, który nie dorasta nawet do pięt naleśnikowi z Chatki Górzystów w Izerach. No ale co zrobić?
Ruszamy dalej zielonym szlakiem wzdłuż granicy z Czechami. Na początku bułka z masłem, ale dalej, kiedy odłącza się od niebieskiego zaczyna się robić ciekawie. Od tamtego miejsca zielony szlak to wąski singletrack urozmaicony korzeniami, kamieniami, uskokami i takimi różnymi bajerami, które powodują, że trasa jest jeszcze ciekawsza. Do Przełęczy Puchacza zielony szlak był przejezdny dla mnie w jakichś 60%, ale podejrzewam, że co sprawniejsi mogli by powalczyć o jakieś 80 % i więcej. Za Przełęczą nadal prowadzi nas singiel z kamieniami, korzeniami... itd, ale jest już w 100% przejezdnie. Wywaliłam się tam 3 razy, ale dzięki ochraniaczom mam tylko 2 siniaki :) Aha, zapomniałam dodać, że szlak prowadzi po szczytach, po kolei: Mały Śnieznik (1326 mnpm) - Goworek (1320 mnpm) - Przeł. Puchacza (1100 mnpm) - Puchacz (1190 mnpm) - Trójmorski Wierch (1198 mnpm).
Później dojeżdżamy do przejścia granicznego Horni Morava i zjeżdzamy do Jodłowa, bo kończą nam się płyny. Sklep w tej wsi był niesamowity. Łaziły tam psy, kury, koty, a kiedy się powiedziało "poproszę dwa lody" to pani ekspedientka dawała dawała jakieś lody. Nawet nie pytała jakie. Później niebieskim szlakiem znów pod górę na Przęłęcz Puchacza. Mnie ten podjad wykończył. Nie był ani stromy, ani długi, bo na jakichś 6 km, zyskaliśmy około 400 m wysokości, ale ledwo dałam radę. Może to "te dni" :) Stamtąd żółtym, gdzie zmieniamy moją dętkę, do centrum Międzygórza, ale zachciało nam się dobić parę kilometrów i podjechać od góry do kwatery, która leży parę metrów nad centrum . Ja już odzyskałam siły, więc znowu wspięliśmy się po górę na Parkową Górę i stamtąd niebieskim do chałupki.
I chyba pobiłam swój rekord średniej :) Tzn w drugą stronę. Tak wolno chyba nigdy nie było :) Pewnie to dltego, że tym razem nie odrabialiśmy na wszystkich zjazdach pędząc po 50pare km/h, tylko zjeżdżaliśmy wąskimi technicznymi ścieżkami, na których ciężko było się rozpędzić ponad 20km/h

TRASA: Międzygórze - Przeł. Śneiznicka (1123 mnpm) - Schronisko pod Śnieznikiem (1218 mnpm) - [zielony szlak] - Mały Śnieznik (1326 mnpm) - Goworek (1320 mnpm) - Przeł. Puchacza (1100 mnpm) - Puchacz (1190 mnpm) - Trójmorski Wierch (1198 mnpm) - Przejście graniczne Jodłów/Dolni Morava - [żółty szlak] - Jodłów - [niebieski szlak] - [żółty szlak] - Międzygórze - [zielony szlak] - Góra Parkowa - [niebieski szlak] - Międzygórze

Suma przewyższeń: 1526 m

A zdjęc jest taka kupa, bo muszę przyznac, że zielony szlak wzdłuż granicy naprawdę rządzi!!!

Za mną schronisko pod Śnieżnikiem


Początek zielonego - tu jeszcze się jedzie jak autostradą


Dalszy ciąg zielonego


Adam napiera na Mały Śnieżnik (1326 mnpm)



Tu trzeba było się troche pogimnastykowac, ale jest ok


Już trochę szerzej, ale nadal bajer, tym bardziej, że w dół :)


Chwila zadumy :)


Widok na Goworek i ścieżkę, którą zjeżdżaliśmy. Trzeba się tak oddalic, żeby było widac, że było w dół




No nie mogę się powstrzymac, żeby nie wrzucac tylu zdjęc :) Co następne, to fajniejsze





Adam na pełnej kurwie :)


No i na koniec oczywiście ślad trasy z mojej zabawki :)

Po górach - Czarna Góra

Wtorek, 4 sierpnia 2009 · Komentarze(2)
Poprzedniego dnia miało padać i być brzydko, więc postanowiliśmy trochę odpocząć od rowerów i pozwiedzać okoliczne atrakcje. Jak na złość okazało się, że pogoda była świetna, za to kiedy następnego dnia postanowilismy wybrać się na rower było zimno i mokro. Ciągle jechaliśmy w chmurach, widoczność nie przekraczała kilkunastu metrów i mimo, że nie padało byliśmy cali mokrzy od mgły.
Szybki zjazd do centrum Międzygórza i nawet zastanawialiśmy się czy nie zawrócić, bo koszmanie zmarzliśmy. Zdecydowaliśmy, że jedziemy dalej i rozgrzejemy się na podjeździe na Przełęcz Śnieżnicką (1123m.npm). Owszem, rozgrzalismy się, ale za to mocno zmokliśmy, więc na jedno wychodziło. Tym razem podjeżdzaliśmy zielonym szlakiem. Już na Przełęczy byliśmy głodni, ale stwierdziliśmy, że zjemy dopiero za Czarną Górą na Przełęczy Puchaczówce, bo nie chciało nam się podjeżdzać jakiegoś kilometra do schroniska Pod Śnieżnikiem.
Dalej na Czarną czerwonym szlakiem. Pdejrzewam, że w każdy normalny dzień można stamtąd podziwiać piękne widoki, jednak nie dzisiaj. Sama ścieżka jest całkiem zajebista. Przynajmniej nie jedzie się szutrem, tak jak często po tych Górach (za często!). Jednak ostatni kilometr na szczyt trzeba pokonywać pieszo. Adam próbował podjeżdżać, ale mnie się już nie chciało :P Na Górze jest wieża widokowa, na którą nawet nie wchodziłam, bo i po co?
Dalej szaleńczy zjazd na Przęłęcz Puchaczówkę. Na początku niechcący zjechaliśmy znów na szuter, ale ja stwierdziłam, że wolę zawrócić kawałek pod górę, żeby zjechać leśną ścieżką zaznaczoną na mapie. Ja tam nie widziałam ścieżki, ale zjeżdżało się super :) Nachylenie ciągle ponad 30%, mokra nawierzchcia po kamieniach i korzeniach. Raz tylko zaliczylam techniczną glebę, kiedy tylne koło zaczęło mnie wyprzedzać i zjeżdżałam bokiem, stwierdziłam, że żeby się zatrzymać muszę się wywalić. Tak też zrobiłam :) Na dole, po raz pierwszy w życiu, Adam przyznał mi rację :) (że nie chciałam jechać szutrem).
W Siennej jest wyciąg, więc myślelismy, że uda nam się coś zjeść. Jednak była tam tylko jedna knajpa, w której stać nas było tylko na jednego kotlecika na spółkę. Zrezygnowaliśmy i postanowiliśmy jechać dalej. Wtedy byliśmy już bardzo głodni mokrzy i wyziębieni, więc zdecydowaliśmy się wrócić okrężną drogą do domu. Ruszyliśmy na Igliczną. Tam mieli tylko zapiekanki. No trudno. Zjedliśmy co było i dalej w drogę. Po drodze mijaliśmy Ogród Bajek, do którego weszliśmy. Może i był kiczowaty, ale mnie się podobał :) Następnie do centrum Międzygórza. Wtedy pogoda zaczęła się poprawiać, my trochę wyschliśmy więc postanowiliśmy jeszcze trochę pokręcić. Ruszyliśmy na Górkę Parkową stamtąd do domu niebieszkim szlakiem.
Aha. Jeszcze jedno. To był dzień testów moich nowych hamulców XT :) Mieliśmy kupić tylko klocki, do poprzednich Juicy 5, bo coś kiepsko mnie zatrzymywały, ale w sklepie rowerowym facet podyktował taką śmieszną cenę za komplet hamulców, że nie można było nie kupić.

TRASA: Międzygórze - [zielony szlak] - Góra Parkowa - [zielony szlak] - Przeł. Śnieżnicka (1123 mnpm) - Żmijowiec (1153 mnpm) - Przeł. Żmijowa Polana (1049 mnpm) - Przeł. Pod Jaworową Kopą (1132 mnpm) - Czarna Góra (1205 mnpm) - Przeł. Puchaczówka (862 mnpm) - Przeł. Żmijowa Polana (1049 mnpm) - Lesieniec - Igliczna (845 mnpm) - Międzygórze - [stokówki] - Góra Parkowa - Międzygórze

Suma podjazdów: 1408 m. (GPS to fajna sprawa :))

Zielony szlak na Przełęcz Śnieżnicką.



Czerwony szlak na Czarną Górę


Gdyby nie ta kurtka, to w tych warunkach w ogóle nie widziałabym Adama :)


Cisnę :)


Już na szczycie


Niestety nie widac tej 30paro procentowej stromizny, ale mniej więcej widac nawierzchnię



No tu odrobinę widac stromiznę :)


Kawałek asfaltu


Krecik Satanista :)


Fajnie jest, kiedy taka myjnia płynie zaraz pod naszym oknem


Tadaa :)


Po górach - Śnieżnik

Niedziela, 2 sierpnia 2009 · Komentarze(4)
Plan na dzisiaj był dośc ambitny - Śnieżnik. To na dzień dobry około 800m przewyższenia, czyli z około 600m. npm na 1425, bo tyle ma Śnieżnik. Wybraliśmy niebieski szlak, z małymi modyfikacjami, co dało jakieś 9,5km nieprzerwanego podjazdu po kamorach :) No cóż, niekt nie mówił, że będzie łatwo :) Wiedzieliśmy, że na sam szczyt nie da się wjechac i ostatnie pareset metrów trzeba będzie pokonac pieszo; ale mimo to chcieliśmy tam wejśc, żeby cyknąc jakieś fotki no i przede wszystkim zjechac na czerwony szlak, który wg wielu relacji jest naprawdę zacny.
Od schroniska pod Śnieżnikiem dało się jeszcze troche przejechac, ale później niestety trzeba było wprowadzac rower. Adam wjechał dużo dalej niż ja, więc wyprzedził mnie dośc znacznie, tym bardziej, że co 20m musiałam zatrzymywac się na fotkę :) Ze sporym opóźnieniem weszłam na szczyt, a Adama nie ma. Zasięgu w telefonie nie miałam, więc pytam jakichś ludzi czy nie widzieli innego rowerzysty. Tak, widzieli. Pytał o dziewczynę na rowerze, a potem zjechał z powrotem do schroniska. Ja już miałam zjeżdzac, kiedy jakiś inny rowerzysta poprosił, żebym zrobiła mu zdjęcie. Zrobiłam, pogadaliśmy i dowiedziałam się, że on zjeżdza z powrotem do schroniska. Stwierdziłam, że po co ja mam się męczyc, zjeżdzac, a później znowu wprowadzac, skoro mogę sobie zorganizowac posłańca :) Jeśli spotka gościa na granatowym Cannondale'u i będzie miał na imię Adam, to ma mu przekazac, że czekam na górze. Poczekałam jeszcze chwilę, cyknęłam parę fotek i widzę Adama, który drugi raz podjeżdża na Śnieżnik :) Wszystko sobie wyjaśniliśmy i pojechaliśmy dalej.
Teraz moglismy już wjechac na wcześniej wspomniany czerwony szlak. Faktycznie jes całkiem zajebisty. Niestety w niedzielę była na nim pełno ludzi i trzeba było sie pilnowac. Na szczęście zwykle schodzili, kiedy widzieli pędzącego po kamieniach rowerzytę, oprócz jednej baby, która kiedy zobaczyła, że jadę, w ostatniej chwili wystawiła swój kijek trekkingowy na szerokośc ścieżki. Ja ledwo wyhamowałam, jeszcze trochę wjechałam w ten kijek, a ona nam mówi, że tu jest zakaz jazdy rowerem :/ No trudno, zeszliśmy z rowerów, pokonaliśmy jeden z ciekawszych fragmentów trasy pieszo, po czym stwierdzilismy, że i tak zjedziemy.
Zjechaliśmy aż do czeskiego asfaltu, którym przejechaliśmy kawałek pod górę i przy polskiej granicy zjechalismy z powrotem w teren. Tak (trasa w załączonym śladzie GPS) dojechaliśmy do Jaskini Niedźwiedziej, gdzie zjedliśmy jakieś paskudztwo, żeby nabarac siły przed kolejnym sporym podjazdem. Żółwim tempem dojechaliśmy do Przełęczy Śnieżnickiej (1118 m.npm), skąd już w dół, rozwijając prędkości ponad 50 km/h (oczywiście po kamieniach :)) dojechalismy do kwatery w Międzygórzu.
Sporo się rozpisałam, ale ja tak przeżywam góry :) No i zdjęc też jest sporo

widoczek I


Początek podjazdu na Śnieżnik, zaraz za schroniskiem. Tu jeszcze jechało się całkiem przyjemnie


Sesja na szczycie



Takie cudo czekało na nas niedaleko szczytu Śnieżnika


W dóóół :)



Tędy zjeżdzaliśmy. Było całkiem szybko i przyjemnie, dopóki przede mną nie pojawił się nagle kijek :/


Widoczek II


Po górach - Rozgrzewka

Sobota, 1 sierpnia 2009 · Komentarze(7)
Dojechaliśmy do kwatery w Międzygórzu dośc wcześnie (właściwie to bardzo wcześnie, bo Adam zwlókł mnie z łóżka w środku nocy o 5:08), więc pojechaliśmy na rower rozprostowac nogi po długiej podróży.
Pojechaliśmy odwiedzic Sanktuarium Marii Śnieżnej pod Igliczną, do którego nawet nie weszliśmy :) Ale kogo to obchodzi. Głównym celem i tak było po prostu pojeździc trochę po górach. Moja obserwacja z tego dnia: Góry są piękne, wspaniałe, cudowne i chce miec z nimi dzieci :)
Trasy nie podaje, bo załączam ślad GPS, na zdjęciach jestem tylko ja, bo nie wzięłam aparatu.

Hardzik :) (dalej schodziłam, ale zdjęcie jest jak jeszcze jadę)


A tu już sprowadzam


Można rozpoznac, że to są góry tylko po moich ochraniaczach spuszczonym siodełku i moim uśmiechu :)








Widoczek