Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki z jajem

Dystans całkowity:2115.74 km (w terenie 1675.50 km; 79.19%)
Czas w ruchu:89:42
Średnia prędkość:12.14 km/h
Suma podjazdów:11155 m
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:37.12 km i 3h 05m
Więcej statystyk

Zittauer Gebirge i nagie Niemki

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · Komentarze(9)
Będąc na wywczasie w Izerach byliśmy stosunkowo blisko od niemieckiego pasma Zittauer Gebirge, o którym słyszałam, że można po nim miło pojeździć rowerem. Byliśmy już w fajnym miejscu (Jakuszyce), a samochodem jechaliśmy prawie 100km, żeby powczasować gdzie indziej. W dupach się poprzewracało :)
Samochodem dojechaliśmy do Zittau i tam go zostawiliśmy, krążąc uprzednio mocno, żeby znaleźć jakiś bieda-parking, bo w kieszeni tylko złotówki. Dojechaliśmy do Olbersdorfer See gdzie zaczynał się nasz track zaplanowany na podstawie jakiegoś niemieckiego pisma rowerowego i wycieczki ze zlotu emtb.pl. Nad jeziorem trochę pobłądziliśmy wbijając się niechcący na plażę nudystów. Zawsze jak słyszę "plaża nudystów" to przed oczami mam szczęśliwych, pięknych młodych i nagich ludzi. Taki obraz Edenu. Może na innych tak jest, w każdym razie na tej przy Olbersdorfer See byli tylko starzy i grubi Niemcy. Ale nadzy Niemcy to nic. Tam co gorsza były nagie Niemki! (Albo może Niemcy z cyckami. W przypadku Niemek to jednak trudno rozróżnić :P)
Po tym doświadczeniu wzięliśmy się w garść i pojechaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, bo na cudzych zdjęciach bardzo spodobały nam się wielkie twory skalne, które występują tam na każdym kroku. Dodatkowo szlak też był często miły.
O, np taki:


W towarzystwie takich skałek pomknęliśmy dalej w kierunku góry Hochwald. Niskie to takie (749 m n.p.m.), ale jakie cholerstwo strome. Przynajmniej od tej strony, od której podjeżdżaliśmy (niebieski szlak wzdłuż granicy). Zmęczyła mnie ta góra mocno, ale że nie chciałam umierać na obczyźnie to ponownie wzięłam się w garść i podjechałam.
Na górze eleganckie schronisko i płatna wieża widokowa. My niestety nie skorzystaliśmy ani z jednego ani z drugiego, bo w kieszeni wcale nie przybyło tam euro.
Na szczęście widoki było widać nie tylko z wieży widokowej:


Potem przyszła pora na zjazd. W niemieckim piśmie rowerowym Adam wyczytał, że
a) podjazd na Hochwald jest ciężki i gratulacje dla tych, którzy podjadą go w całości (zgadzam się)
b) zjazd jest trudny i emocjonujący (niestety nie zgadzam się). Zjazd był, owszem, stromy, ale prowadził taką tam prawie szutrówką:




Podczas zjazdu wciąż towarzyszyły nam wszędobylskie skałki i np taka malownicza skalna brama:


Jechaliśmy sobie dalej podziwiając skałki po drodze i czasem robiąc sobie zdjęcia przy nich pozując na zjazdach:




A czasem było widać mniej skałek, ale my i tak robiliśmy sobie zdjęcia pozując na zjazdach:




Aż w końcu tak sobie miło jadąc dojechaliśmy na górę Johanisstein, a tam to już w ogóle zrobiliśmy sobie dużo zdjęć na zjeździe, bo zjazd z niej był bardzo fotogeniczny i miły:




A z początku zjazdu powstała nawet panoramka ze mną wypinającą tyłek. Można nawet kliknąć i powiększyć aby zobaczyć mój wypięty tyłek i widoczek w powiększeniu. Po lewej widać jak ładnie ciągnie się ten singlowy zjazd.


W dalszej trasie również zdarzały się miłe single


Dotarliśmy do miasta Oybin, pyknęliśmy zdjęcie ruin na górze Oybin...


I pojechaliśmy dalej jechać wśród skałek i dotrzeć do tej najsłynniejszej - Kelchstein. Odkąd moja mama powiedziała, że to jest popiersie murzyna to ja przestałam widzieć tam grzybek i faktycznie widzę, że zaznaczają się tam oczy, nos i murzyńskie usta :)


Obfotografowaliśmy murzynka ze wszystkich stron...


...i ruszyliśmy dalej, gdzie napotkaliśmy kolejne skałki:


Powrót do samochodu w Zittau, a po drodze wieczorne zdjęcie Olbersdorfer See bez nagich Niemców

Z rodzicami po Izerach

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(4)
Część tegorocznych wakacji spędziliśmy bardzo rodzinnie: do Jakuszyc pojechaliśmy nie tylko z psami, ale również z rodzicami! (każdy z własnym rodzicem po jednej sztuce: Adam zabrał ojca, a ja mamusię.
Na pierwszą wycieczkę po Izerach pojechaliśmy wspólnie.

Wspięliśmy m.in na Sine Skałki. Adam jak zwykle podjechał pierwszy i dzięki temu mógł zrobić nam zdjęcia


Pod koniec jest całkiem stromo, ale to wcale nie speszyło naszych rodziców :)


Podczas robienia tego zdjęcia moja mama mówiła "to nie jest sport dla starych ludzi!!" A ja mówię, że na popych to nawet stara maszyna pojedzie :P


Był podjazd, to teraz kolej na zjazd. A ten miał prowadzić żółtym szlakiem do Chatki Górzystów, który sprawił trudności niejednemu górskiemu rowerzyście i nawet przez to zyskał miano rozwodowego. Chciałam zapytać czy może nie pomóc mamie sprowadzić roweru, bo nie jechała bynajmniej na rowerze górskim, tylko na sztywnej krossówce z wąskimi oponkami. Ale gdzie tam pomóc sprowadzać! Ja się odwracam a mama jedzie!


W końcu po kimś muszę mieć to zamiłowanie do szaleństwa na zjazdach :P


Ominęła mnie i moją opadniętą szczękę i mówi "no co, wychyliłam się do tyłu tak jak mówiłaś i tak wszystko da się zjechać" :)


A ojciec Adama zjechał tak szybko, że nawet nie zdążyłam go sfotografować :) Na szczęście Adam zdążył


Zjazd zjazdem, ale ważne jest również dokąd on prowadził. Otóż wszystkie drogi w Izerach prowadzą na naleśniki :)
Chyba nie powinnam wrzucać takiego kompromitującego zdjęcia, ale co tam :P


Potem przez Halę Izerską...


...z małym postojem nad rzeką z sesją zdjęciową
Adam robił


A Matka z córką pozowały


Z Hali odbiliśmy na żółty szlak, żeby niekoniecznie legalnie, ale za to miło podjechać do Izerki


A z Izerki miło zjechaliśmy zielonym szlakiem. Zjazd bardzo polecam. Jest dość krótki, ale za to naprawdę miły. Średnio stromy, cały prowadzi singlem i usiany jest kamieniami i korzeniami. Dlaczego takie szlaki nie są oznaczone jako rowerowe ja się pytam?!




Potem przez Orle szybko do domu, bo niestety goniła nas burza. Ale nie dogoniła. Tacy szybcy jesteśmy :P

Na początku wspominałam, że na wakacjach byliśmy z psem. A czy wspominałam też, że to jest latający pies? Na spacerze po burzy mieliśmy okazję się o tym przekonać.


Rychlebskie Ścieżki

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Po raz kolejny wybraliśmy się pojeździć po Rychlebskich Ścieżkach (byliśmy dwa lata temu). Wybraliśmy się późno (na miejscu dopiero o 14), więc niestety zdążyliśmy zrobić tylko pętlę po szlakach pod Sokolim Wierchem. Ale na pewno jeszcze tam wrócimy i wtedy przejedziemy się ścieżką nad Czarnym Potokiem.
Zdjęć niestety prawie nie ma. Owszem, mieliśmy aparaty, ale bez karty pamięci :P. Ale nie ma tego złego. Dzięki temu całość udało nam się przejechać płynnie i bez zbędnych postojów. Miła odmiana po minionym tygodniu :)
Ale za to jest filmik! I to z moimi ręcyma i palcyma w roli głównej :) Niestety nie chciało nam się zatrzymywać i przekładać kamerki, więc wszystkie ujęcia są z mojego cyca :P


A zdjęcia są ze stop-klatki z filmiku i jeszcze kilka z tych, które zmieściły się na pamięci aparatu.














skoki, loty itepe

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(5)
Tego dnia my z Adamem spasowaliśmy. Adam z powodu bolącej i spuchniętej kostki, a ja dla towarzystwa :)
My obijaliśmy się w najlepsze, kiedy zadzwoniła do nas reszta ekipy, która pojechała na jakiś krótki pożegnalny spacer rowerowy. Otóż znaleźli jakąś traskę FR zbudowaną zaraz nad Międzygórzem. Podjechaliśmy kawałek, ale my tego dnia raczej postanowiliśmy potowarzyszyć Izie i kiedy Marcin z Mateuszem się nieźle bawili na hopkach my raczej statecznie obserwowaliśmy, robiliśmy zdjęcia i trzymaliśmy w pogotowiu telefony z szybkim wybieraniem na 112 w razie czego :) Adam przez kostkę, a ja jakoś tak miałam gorszy dzień :)

No ale niektóre fotki powychodziły naprawdę niezłe
Np Marcin w locie


Mateusz w prawie niedolocie :) Albo lądowanie a'la trialowiec


Ale najlepszy był młody miejscowy, który na 20-kilowym markeciaku skakał wszystko :)


i znowu Marcin w pro-pozie :)




A my nie chcieliśmy wrócić bez zdjęcia i też przejechaliśmy się po kładce




"i jak? i jak? wyszedłem "pro"? :)"


No ale przede wszystkim w tym wpisie chciałam zaprezentować wszystkim nasz filmik z całego wyjazdu. Kręciliśmy z wielkim poświęceniem, Marcin nawet czasem kładł się na ziemi, Adam był zmuszany do zakładania stanika, więc teraz bardzo proszę o obejrzenie efektów :)

Masyw Śnieżnika ciąg dalszy

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(8)
Kolejny dzień w Międzygórzu i kolejna wycieczka. W planach znowu zielony szlak, ale tym razem inny jego odcinek - od Schroniska na Mały Śnieżnik, Goworek itd.

No to jedziemy - Schronisko Pod Śnieżnikiem zostawiamy w tyle i podjeżdżamy na Mały Śnieżnik


A tutaj Marcin mówi "Zabiję twoją matkę, babkę, dziadka, a potem spalę twój dom, rozumiesz?"


A jak było pod górę, to musi być i w dół, tutaj Mateusz


a tutaj ja i mój "bigas", jak to mówi Adam :)


Później wspięliśmy się na Goworek, a na szczycie był lans na całego. Nawet psy innych turystów się lansowały


No to my też




A później było trochę lansu na zjeździe




A tu mam trochę posraną minę, bo tylne koło zaczęło mi się odrywać, ale jakoś opanowałam i zjechałam całość :)


Były też widoki, jak to w górach


Gdzieś na zjeździe Marcin postanowił katapultować się z roweru i nawet wypuścił spadochron :)


Adam też wszystko zjeżdżał, nawet mimo nieźle spuchniętej kostki




Na przełęczy Puchacza Adam jednak stwierdził, że noga już mu nieźle daje się we znaki, więc my we dwójkę zawróciliśmy, a reszta pojechała jeszcze ostatni odcinek zielonego szlaku.
Aha, na wycieczce była z nami też Iza, ale niestety ciężko było uchwycić Izę na zjeździe, dlatego jakoś tak wyszło, że z tej nie ma żadnych zdjęć :)

Śnieżnik i zielony szlak graniczny

Środa, 6 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Poprzedniego dnia lało, więc rowery zostały w garażu, a my pozwiedzaliśmy kopalnię złota w Złotym Stoku oraz Kłodzko, a w nim wszystkie sklepy rowerowe :) Ale naszą uwagę na dłużej przykuł tylko jeden z nich - sklep rowerowy Anek. W 2009 W 2009 kupiłam tam komplet hamulców XT za śmieszną cenę i miałam nadzieję, że to nie była jednorazowa okazja. I owszem, Iza uzbroiła się tam w nową sztycę, a ja ciągle mam nadzieję, że pan Anisław zadzwoni do mnie w sprawie mojej przyszłej sztycy :)

Ale wracając do wycieczki: początek jak zwykle - podjazd szutrami. Coś towarzystwo nie chciało śpiewać po drodze :)
Podjazd aż do Schroniska pod Śnieżnikiem, a na miejscu mały "posił" czyli posiłek :) Dalej w planach zdobycie Śnieżnika. I znowu podjazdo - podejście na szczyt.

Pchanie przez panie


Na szczycie mała sesja na skałkach i sruu w dół zielonym szlakiem. No może nie było to "sruu", a raczej w wykonaniu niektórych było trochę "iiii" (dźwięk zaciskanych hamulców), a niektórych "tup tup".

Ale widoki wszyscy mieli równie ładne


początek szlaku jest mało stromym malowniczym singlem


Szlak graniczny jest naprawdę godny polecania. Miejscami wymaga trochę gimnastyki, ale przecież o to chodzi :)




Przynajmniej można się trochę polasnować w pro-pozach :)


O czym równie dobrze wie też Marcin :)


i Adam


i słyszała też o tym Iza :)


Ja też się starałam. Oto moja pro-poza po małym OTB :)


Zielony szlak to jest właśnie ten, który polecał nam rowerzysta spotkany w niedzielę. Miał chłopak rację :)




Oprócz tego, że szlak sam w sobie jest super, to jeszcze dodatkowo dochodzą widoki. Czyli dla każdego coś miłego


Mnie, jak widać, szlak się podoba :)


Gdzieś po drodze jakoś tak nie wiadomo skąd Mateuszowi nagle coś strzeliło w kostce. I dupa. Nie może specjalnie jechać. Niedobrze. Skracamy szlak zielony i wbijamy się na żółty, żeby szybciej znaleźć się w domu. Myśleliśmy, że trzeba będzie najpierw znosić Mateusza, a później jego rower, ale gdzie tam :) Tam gdzie niektórzy schodziliby z rowerów mając sprawne obie nogi, kuternoga zjechał z jedną nogą wypiętą latającą gdzieś koło roweru :) Mamy to na filmie, który wrzucimy jakoś później, bo akcja jest naprawdę godna obejrzenia.
Dalej na żółtym szlaku nastąpiło drugie "niestety" i na kamienistej drodze Adam zaliczył OTB
O, na tej drodze


Co też mamy na filmie, który wrzucam już teraz


Na miejscu Adam otrząsnął się, ponarzekał na obity mostek (nie, nie ten w klatce piersiowej. Ten rowerowy :) ) i pojechał dalej. Jednak dopiero jak wrócił do domu zobaczył, że jest mocniej obity, ale o tym jutro.
Teraz miała nastąpić akcja ratunkowa - Mateusz miał czekać w Bronisławowie, aż my wrócimy do domu i ktoś przyjedzie po niego samochodem. Dojechaliśmy, dzwonimy, a tam co? "Jestem 2 km do Międzygórza". Jebany koks :) Nie wiem czy kręcił jedną nogą, czy dwoma, ale w tym samym czasie, co my zrobiliśmy 10 km, on zrobił 40 po asfalcie :) W takim razie jeszcze raz dziękuję ci Mateuszu, że dostosowywałeś się do naszego tempa na wycieczkach :)

A my powoli wracaliśmy sobie szutrem. Jak widać po minie, Izie szuter się podoba :)


A na koniec jeszcze niechronologicznie walnę widoczek ze schroniska pod Śnieżnikiem


i nas w prawie pełnej grupie (bez Marcina) na popasie w tymże schronisku

zabawy grupowe na Czarnej Górze

Poniedziałek, 4 czerwca 2012 · Komentarze(0)
W poniedziałek rano w Międzygórzu zawitali jeszcze Iza, Marcin i Mateusz. Jako, że mieli za sobą nieprzespaną nockę wycieczka miała być lajtowa.
Dlatego najpierw powoli wdrapaliśmy się szutrami pod górę na Przełęcz Śnieżnicką


Potem, podobnie jak dzień wcześniej, widokowym czerwonym do Polany Żmijowej, a stamtąd zaczęliśmy podjazdo - podejście na Czarną górę
Trochę jazdy




Trochę pchania


Na górze jak zwykle cieszyłam się, że to już koniec podjazdu :)


I dalej zgodnie z planem ruszyliśmy w dół trasą FR w parku rowerowym Czarna Góra. Niektórzy zjechali, niektórzy zeszli i w ten sposób pokonanie 2 kilometrowego odcinka zajęło nam chyba z półtorej godziny :) Trasa była naprawdę niezła i fajnie by było kiedyś tam wrócić i przejechać całość płynnie.
Jak mówiłam trasa była niezła: nie za stroma, nie za płaska, właściwie gładka, gdzieniegdzie jakiś korzeń i kamień. Tak w sam raz. Myślę, że można by było nią spokojnie "popłynąć" w dół. No cóż, w końcu cała trasa była budowana specjalnie pod rower, tak żeby dało się nią spokojnie zjechać.




Gdzieś na trasie wszyscy zaliczyli fotkę na jakieś minihopce po drodze
Leci Mateusz


Tutaj Marcin


Fruwa Adam


I ja


O jak nam się wydawało, że wysoko lecimy :) hehe, niestety zdjęcia zweryfikowały nasze wyobrażenia :)

Potem niestety nieprzespana noc naszych towarzyszy zaczęła dawać się we znaki, więc najkrótszą drogą wróciliśmy do domu zaliczając jeszcze po drodze fajny zjazd żółtym szlakiem od Iglicznej do centrum Międzygórza.

Między górami w Międzygórzu

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Tego dnia mieliśmy zaplanowaną jazdę po Rychlebskich Ścieżkach, ale okazało się, że akurat organizowane tam były jakieś zawody, więc tym razem odpuściliśmy i pojechaliśmy w Masyw Śnieżnika. Też było miło, bo po drodze mogliśmy podziwiać m.in. takie widoki


Na początku szutrówkami do Schroniska pod Śnieżnikiem. Podjazd jak to podjazd. Powoli i ze śpiewaniem :)
Wreszcie dotarłam...


... i bardzo się ucieszyłam z tego mojego dotarcia :)


A ze schroniska takie roztaczały się widoczki


Na miejscu pogadaliśmy chwilę ze spotkanym rowerzystą. Polecił zjazd zielonym ze Śnieżnika. Wiemy, wiemy, też mieliśmy w planach :) Ale teraz jeszcze bardziej umocniliśmy się w przekonaniu, że musimy tam pojechać.

Ale póki co jedziemy niebieskim od Schroniska w kierunku Kletna. Początek miodzio. Jedzie się w miarę po płaskim wzdłuż rezerwatu, a po lewej otwierają się naprawdę epickie widoki - takie jak na pierwszym zdjęciu.

Nawierzchnia w sam raz taka, że można swobodnie patrzeć cały czas w lewo bez strachu o własne życie. Ale czasem też trzeba się zatrzymać żeby spojrzeć. Np tutaj patrzy Adam


Byliśmy zachwyceni tym niebieskim, ale niestety tylko początek był taki malowniczy. Kiedy szlak odkleił się od rezerwatu i zaczął zjeżdżać, zaczęłam myśleć, że trafiliśmy do Beskidu Śląskiego. Zjazd raczej nieprzyjemny. Szeroka droga zwózkowa z luźnymi kamieniami. Ratowało go tylko to, że był w dół, a nie pod górę :)
Po kiepskim zjeździe czas na kiepski podjazd szlakiem rowerowym do Przełęczy Śnieżnickiej. Stamtąd sprawdzonym czerwonym przez Żmijowiec do Polany Żmijowej. Czerwony sprawdzony, bo też z ładnymi widoczkami.

A tutaj ja na czerwonym


Jedzie Adam, a w tle Śnieżnik


Tu chyba też Adam i Śnieżnik. Tzn na pewno Adam i chyba Śnieżnik




Następnie od Polany Żmijowej zielonym prawie na Igliczną, a dalej zjazd fajnym żółtym obok Ogrodu Bajek do centrum Międzygórza. Z żółtego też nie mamy zdjęć. Był za szybki :)

Międzygórze - rozgrzewka

Sobota, 2 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Miał być wyjazd weekendowy, ale jakoś tak się dobrze złożyło, że do Międzygórza wyjechaliśmy na cały tydzień. W sobotę koło 15 dotarliśmy na miejsce, a koło 16 już ruszyliśmy na małą górską rozgrzewkę.

Podjazd szuterkiem


Po drodze widoczki




A zjazd najpierw szlakiem zielonym, a potem niebieskim do centrum Międzygórza. Oba szlaki fajne, ale niebieski chyba fajniejszy, o czym może świadczyć między innymi to, że z zielonego jest jedno zdjęcie, a z niebieskiego nie ma żadnego :)


A w Międzygórzu czeskie piwo na zakwasy.


Rozgrzewka udana. Krótko, ale treściwie :)

Sowie, Gross-Rosen i przeprawa przez pokrzywy

Poniedziałek, 12 września 2011 · Komentarze(3)
Poprzedniego dnia porozwoziliśmy trochę tyłki samochodem i odwiedzaliśmy parę miejsc, które chcieliśmy zwiedzić w tym rejonie. Między innymi były obóz koncentracyjny Gross-Rosen w Rogoźnicy.

Brama wejściowa


i zalany kamieniołom kopany przez więźniów


Następnego dnia dalej szukaliśmy historii, ale tym razem rowerem , bo w miejscach bardziej schowanych po lasach

Kasyno Osówka w środku lasu


jakiś bunkier też w środku lasu


Zamek Grodno - już bardziej "historyczna historia"



A to żem ja


Podpis niepotrzebny :)


A co tytułowej przeprawy przez pokrzywy - Adam, nasz niestrudzony guru i przewodnik wyczytał gdzieś, że zaraz nad brzegiem Jeziora Bystrzyckiego mieści się jakiś przyjemny singielek z widokami itepe. No to dlaczego miałabym nie słuchać mojego nawigacyjnego guru? No to jedziemy. Ogólnie rejony jeziorka wyglądają bardzo sympatycznie.


Niestety ścieżki jakoś nie znaleźliśmy i wzdłuż całego jednego brzegu jeziora przeprawialiśmy się przez pokrzywy wyższe ode mnie "bo może zaraz zacznie się ścieżka". Na szczęście Adam szedł pierwszy i jako tako wydeptywał mi ścieżkę :)


Jak już się w ogóle nie dało iść, bo oprócz pokrzyw zaczynało się też robić mokro pod stopami, postanowiliśmy wejść po stromym zboczu na górę, z argumentem nie do przebicia, że "tam gorzej być już nie mogło". Wdrapanie się po tej ściance, to też nie takie tam hop siup. Adam jakoś wtargał swój rower na plecach, ale dla mnie było za stromo, więc Adam był zmuszony popełnić jeszcze jeden kursik po mój rower. Kiedy już się doczołgaliśmy na górę, okazało się, że faktycznie gorzej nie jest, a nawet więcej. Jest bardzo dobrze.
Paręnaście metrów nad nami i pokrzywami biegł sobie supersympatyczny ucywilizowany singiel, a po nim na rowerach jeździły elegancko matki z dziećmi. A my niestety wygramoliliśmy się z tego buszu na ten śliczny singiel zaraz przed końcem brzegu jeziora, kiedy to dalsza droga czekała nas już asfaltem :) No ale i tak było fajnie :P

Ale żeby już nie narzekać po babsku i zakończyć miłym akcentem, to wrzucę jeszcze parę przyjemnych fotek:

Adam z jarzębiną


Adam z masztem


Adam z drzewem i z ładnym niebem


I 4 minipanoramy + profil w gratisie