Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Izerskie

Dystans całkowity:646.89 km (w terenie 499.00 km; 77.14%)
Czas w ruchu:14:21
Średnia prędkość:14.73 km/h
Suma podjazdów:4855 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:38.05 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Z rodzicami po Izerach

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(4)
Część tegorocznych wakacji spędziliśmy bardzo rodzinnie: do Jakuszyc pojechaliśmy nie tylko z psami, ale również z rodzicami! (każdy z własnym rodzicem po jednej sztuce: Adam zabrał ojca, a ja mamusię.
Na pierwszą wycieczkę po Izerach pojechaliśmy wspólnie.

Wspięliśmy m.in na Sine Skałki. Adam jak zwykle podjechał pierwszy i dzięki temu mógł zrobić nam zdjęcia


Pod koniec jest całkiem stromo, ale to wcale nie speszyło naszych rodziców :)


Podczas robienia tego zdjęcia moja mama mówiła "to nie jest sport dla starych ludzi!!" A ja mówię, że na popych to nawet stara maszyna pojedzie :P


Był podjazd, to teraz kolej na zjazd. A ten miał prowadzić żółtym szlakiem do Chatki Górzystów, który sprawił trudności niejednemu górskiemu rowerzyście i nawet przez to zyskał miano rozwodowego. Chciałam zapytać czy może nie pomóc mamie sprowadzić roweru, bo nie jechała bynajmniej na rowerze górskim, tylko na sztywnej krossówce z wąskimi oponkami. Ale gdzie tam pomóc sprowadzać! Ja się odwracam a mama jedzie!


W końcu po kimś muszę mieć to zamiłowanie do szaleństwa na zjazdach :P


Ominęła mnie i moją opadniętą szczękę i mówi "no co, wychyliłam się do tyłu tak jak mówiłaś i tak wszystko da się zjechać" :)


A ojciec Adama zjechał tak szybko, że nawet nie zdążyłam go sfotografować :) Na szczęście Adam zdążył


Zjazd zjazdem, ale ważne jest również dokąd on prowadził. Otóż wszystkie drogi w Izerach prowadzą na naleśniki :)
Chyba nie powinnam wrzucać takiego kompromitującego zdjęcia, ale co tam :P


Potem przez Halę Izerską...


...z małym postojem nad rzeką z sesją zdjęciową
Adam robił


A Matka z córką pozowały


Z Hali odbiliśmy na żółty szlak, żeby niekoniecznie legalnie, ale za to miło podjechać do Izerki


A z Izerki miło zjechaliśmy zielonym szlakiem. Zjazd bardzo polecam. Jest dość krótki, ale za to naprawdę miły. Średnio stromy, cały prowadzi singlem i usiany jest kamieniami i korzeniami. Dlaczego takie szlaki nie są oznaczone jako rowerowe ja się pytam?!




Potem przez Orle szybko do domu, bo niestety goniła nas burza. Ale nie dogoniła. Tacy szybcy jesteśmy :P

Na początku wspominałam, że na wakacjach byliśmy z psem. A czy wspominałam też, że to jest latający pies? Na spacerze po burzy mieliśmy okazję się o tym przekonać.


Buahahaha maratończycy ssą:)

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(5)
Ostatnio mam sporo wolnego czasu (bo przecież kto by pisał pracę mgr wcześniej niż dwa tygodnie przed obroną? :P) i w związku z tym ze zwiększoną intensywnością (jak na mnie) dodaję zaległe wpisy.

To niestety nasz ostatni dzień w górach na tym wyjeździe. Dopiero pod wieczór pojechaliśmy pożegnać Sępią górę (OS5 Enduro Trophy Świeradów). Mieć taką górę pod domem to naprawdę byłoby coś. Powolny podjazd i jeszcze wolniejszy zjazd, ale tym razem poszło nam troszkę lepiej niż ostatnio. Na górze akurat słońce odwalało popisówę, więc pierdyknęliśmy parę całkiem ładnych zdjęć, np takich:



Ale to wszystko robiliśmy wieczorem. A co robiliśmy rano? Świetnie się bawiliśmy :) A to dzięki maratonowi "górskiemu", który odbył się tego dnia w Świeradowie. O maratonie wiedzieliśmy już wcześniej, bo w naszej kwaterze zatrzymali się też jacyś rowerzyści z zamiarem startu. Między innymi pani, która swojego karbonowego fulla za paręnaście tysięcy zł SPROWADZAŁA z ulicy prowadzącej do kwatery. Jeśli ktoś kojarzy - ulica Bronka Czecha. No nie da się ukryć, że było z górki, no ale ludzie, tam zimą podjeżdżają samochody :) Później widzieliśmy ją też na trasie maratonu i - tak! zgadliście! - też prowadziła. Prowadziła na początku, prowadziła na końcu... Hmm... Jaki z tego wniosek? Czyżby prowadziła całą trasę? :) Chociaż w to akurat wątpię, bo trasa była prowadzona takimi drogami, że mój dziadek przejechałby ją na fotelu na kółkach. Albo na łóżku szpitalnym (bo też ma kółka). Co do Pani, to ja jej nie krytykuję, tylko troszkę się podśmiewam :) Na pewno jest bardzo miła i ma wiele innych zalet. Może się sprawdza w jakimś statecznym sporcie? Hmm... Może brydż? :P

Jeżeli na mojego bloga wchodzi jeszcze ktoś poza moją mamą i teraz to czyta, to pewnie się teraz oburza i sobie myśli, że jak jestem taka zajebista, to dlaczego sama nie jeżdżę w maratonach. Otóż nie jeżdżę między innymi dlatego, że jestem cholernym cieniasem i jeśli w ogóle przejechałabym całą trasę w minimalnym czasie, który by mnie nie dyskwalifikował, to zapewne wtedy pampers w moich gatkach rowerowych znalazłby zastosowanie zgodne ze swoją nazwą :) Ja się tylko rozwodzę nad umiejętnościami technicznymi (nie kondycyjnymi) zawodników. A zresztą... Podobno jeden film mówi więcej niż wiele słów, zatem kradnę cudzy filmik na youtube. Przy okazji widać też nas robiących zdjęcia :)



Fajnie, co? :)
A i jeszcze, żeby mnie Mamba nie upomniała tak jak Adama, dodam, że na trasie widzieliśmy też Czarną Mambę we własnej osobie, która jechała pięknie :)

Te zdjęcia, które robił Adam można obejrzeć tutaj. Może ktoś znajdzie siebie.

A przy okazji Adam zmontował filmik z tego wyjazdu, który wrzucam tutaj:


A tutaj: opis wycieczki u Adama.

I nakurwiaj teraz!

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Gonimy, gonimy :) Na moim blogu już 5 sierpnia! Nadal jesteśmy w Izerach i nadal po nich jeździmy, chociaż wolno i słabo :) Ale za to kręcimy filmiki, a że jakoś tak dobry humor mieliśmy, a po montażu i tak się większość wycina, to powstają takie rzeczy:


Mój śmiech czasem mnie przeraża :)
Ale nie tylko filmy były, zdjęcia też pykaliśmy
np mnie jak się męczę


i koła jak się obraca


Taki wykresik dorzucam w gratisie

Izery

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Ten tytuł to szczyt mojej kreatywności na dzisiaj, bo popołudniowe szachy z dziadkiem doszczętnie ją wyczerpały.
Ale mimo wszystko wycieczkę powspominać warto. W te zimowe dni, jeszcze do niedawna całkowicie zapchane sesją, te wakacyjne wycieczki symbolizują wszystko do czego tęsknię od października do kwietnia. Są wakacje i jest wolne, jest ciepło i jeździmy na rowerach po górach. Więcej można chcieć ewentualnie tego, żeby ten stan trwał dłużej.
A tak mi się zebrało na wspominki i refleksje, żeby czymś wypełnić tego bloga (oprócz zdjęć oczywiście), bo ta wycieczka odbyła się jakieś pół roku temu. Jakby co: opis u Adama.

No i zdjęcia:

Takie oto widoczki mijaliśmy tego dnia:










Takie widoki też mijaliśmy, ale nie długo, bo zaraz zamieniły się one w puste talerze


A tędy prowadził szlak. I tym razem z pełną świadomością wybraliśmy ten szlak (przez Pytlácké Kamene), bo po prostu wiedzieliśmy, że jest ładny. Zatem nie była to (jak zwykle :)) wina przewodnika Adama


Było trochę zjazdów...


...i podjazdów


Dwie panoramki (po kliknięciu otwierają się duże)




I profil (wyszło mało, bo tym razem na Stóg wjechaliśmy wyciągiem)

Znowu Singieltrek, znowu pod Smrkiem

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
A my już tradycyjnie, będąc w Izerach, odwiedziliśmy Single pod Smrkiem. Tym razem w bardziej rozszerzonej wersji, bo samych singli (bez kręcenia kółek) wyszło chyba ponad 40km.
Zdjęć mało, bo jak zwykle żal stawać (nawet jak się tak wolno jedzie :P)

Na początek nasza superprodukcja:
&feature=player_embedded

Wystąpili: Adam z Marysią
Podczas kręcenia filmu nie ucierpiało żadne zwierzę, a do nakręcenia wszystkich scen megakaskaderskich nie zostali zatrudnieni profesjonalni kamikadze. Wszystkie sceny były kręcone beż użycia dublerów!
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest niezamierzone i przypadkowe.

Widoczek z czeskiej knajpy "Obří sud"


Postój na regenerację


Adam ze zwłokami w plecaku :)


Powrót takimi pięknymi drogami (bo asfalt też czasem potrafi być piękny)


A tak w ogóle to był chyba nasz pierwszy raz na singlach, kiedy nie zmoczył nas deszcz!

Izery, moje Izery

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Ostatnio moja koleżanka powiedziała, że bardzo jej się podoba mój blog i tak mnie to zmotywowało, że postanowiłam trochę podgonić z wpisami :) Dodam, że Agata jest na razie raczej nierowerowa, ale podkreślam "na razie", bo na wiosnę ma w planach stać się bardzo rowerowa :)
W sobotę wymeldowaliśmy się z Krościenka i zameldowaliśmy w pełnym niemieckich turystów Świeradowie. Wiadomo, Izery musiały się znaleźć w naszych wakacyjnych planach :) Ale żeby nie było za miło, postanowiliśmy pomęczyć się trochę podjeżdżając pod górę.
Na początek na rozgrzewkę uderzyliśmy więc na Stóg Izerski. Spokojnie i bez przygód, bo po asfalcie. Ale za to stosunkowo szybko. No... Szybko jak na nas :) bo tak serio, to było raczej powoli.

Ale zaraz zaraz... Kto zna tego gagatka? Ten pies jest tak niezależny, że wkradł mi się w opis poza jakąkolwiek kolejnością i chronologią. Kto kiedykolwiek był kiedyś w Chatce Górzystów, powinien kojarzyć najbardziej niezależnego psa w dziejach Ziemi.


No to mogę kontynuować :)
Zjazd ze Stogu Izerskiego czerwonym szlakiem. Na początku miło i przyjemnie: trochę kamieni itp, a później doszły jeszcze nowe atrakcje w postaci jezior na szlaku :)
Tak, dokładnie tędy szedł szlak


Jak wiadomo, po kąpieli człowiek głodnieje, zatem jedną z najkrótszych dróg (odbijając trochę na żółty aka rozwodowy) dotarliśmy do ww Chatki Górzystów. Po co? Czy to nie oczywiste? :)


Przy okazji naleśników, Adam jebnął panoramkę (po kliknięciu otwiera się w większym rozmiarze)


Później niebieski szlak po kładkach. Och, jak tam jest pięknie i urokliwie :)
Tutaj niebieski i ja


A tu tylko niebieski


A tutaj strumyk, ale już nie na niebieskim


A to ja zaginam czasoprzestrzeń :)


Tak, te drzewa naprawdę rosną krzywo. Na potwierdzenie tego, wrzucam jeszcze jedno zdjęcie z tego miejsca, tym razem z Adamem. No dwa zdjęcia tych krzywo rosnących drzewek są już chyba argumentami nie do podważenia :)


Dalej tu i tam, tędy i tamtędy dojechaliśmy na jedną z polecanych atrakcji jaką mieliśmy zjeździć. Zielony szlak do Rozdroża Izerskiego. Oj, było trudno. Nie jesteśmy takimi hardkorami i w 100% go nie przejechaliśmy, ale całkiem sporo się udało i byłam całkiem dumna :P

Proszę państwa, oto szlak;
Szlak jest całkiem trudny, tak.
Zaraz państwu łapkę poda;
Nie chce podać? A to szkoda.

Dobra, to było kiepskie, ale tak mi się jakoś skojarzyło :)

Później trochę po szutrach, ale jeszcze nam było mało trudnych szlaków, więc tym razem wpakowaliśmy się na niebieski z Sępiej Góry. Też był trudny i równie fajny :)

Jarzębina na szczycie Sępiej


A tutaj wykresik, bo mało pomarańczowego mam na blogu

Świat się kończy...

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(1)
... Marysia daje kolejny wpis :)
Kolejna wycieczka ze wspólnego wyjazdu w do Szklarskiej z Adamem, Izą i Marcinem.

Zaczynamy - podjazd bokami pod zakręt Śmierci


Dalej od Zakrętu Śmierci żółtym na Wysoki Kamień. Jest ciężko, ale dream-team daje radę :)


Podjechaliśmy dzielnie. My, dziewczyny wabione klatą Siwego, wylałyśmy z siebie ostatnie poty i też zameldowałyśmy się na górze. No ale bez tej klaty mogłoby być ciężko :)
Dalej gdzieś tam, coś tam... (Nie pamiętam gdzie i co :) ) i nagle... JEB! I Siwy naprawia rower! (Chociaż szczerze mówiąc, to nie było żadnego JEB, tylko jechaliśmy i Marcin nagle stwierdził "poczekajcie chwilę, coś mi stuka/puka/warczy, muszę przekręcić/dokręcić śrubkę". Ale wersja z JEB jest bardziej widowiskowa, więc niech tak zostanie)


Kładki na niebieskim szlaku - to co tygryski lubią najbardziej


I kładki w akcji... Tzn Siwy w akcji. Ale na kładkach. I też w akcji.


Iza zjeżdża szlakiem żółtym, czyli rozwodowym :)


A to ja śmigam Halą Izerską a nade mną Armagedon się dzieje :P


I znowu ja na hali izerskiej, ale gdzieś tam dalej :)


A teraz lansuję się na szosie


A, no i jeszcze jako bonus dla stałych bywalców mojego bloga - piękne, unikalne zdjęcie kopalni Stanisław (dla niestałych bywalców fotka się nie otwiera. A jeśli się otwiera no to macie podwójny bonus :) )


Pozdro!

Singletrek pod Smrkem po chorobie

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Odkąd postanowiliśmy jechać w czwórkę (Adam, Marcin, Iza no i ja) na 4 dni w Izery, odtąd cały czas towarzyszył nam wszystkim okres permanentnego podniecenia :P Termin wyjazdu to dokładnie środek mojej sesji, ale co tam. Przecież trzeba było pojechać.

Mieliśmy ruszyć w nocy - koło 3. Wszystko było fajnie, gdzieś do 21, kiedy stwierdziłam, że się źle czuję. No ale nic. Pojechaliśmy. Przez całą podróż byłam półtrupem. Na miejscu w Szklarskiej nie mogłam się ruszyć. Przez pół godziny przymierzałam się do przejścia 5 metrów do ubikacji :)

Przez pierwszy dzień leżałam w łóżku bez ruchu z 40 stopniową gorączką.

Na drugi dzień gorączka spadła do 39 i już nawet miałam siłę mówić i się wkurwiać, że wszyscy jeżdżą, a ja nie :)

W trzeci dzień stwierdziłam, że pierdolę i idę na rower. Gorączki już prawie nie miałam, siły trochę wróciły, a singli nie mogłam opuścić. Tym bardziej, że na miejsce dojechaliśmy elegancko samochodem.

No więc single. Jak zwykle - zajebiście. Nic dodać nic ująć. Zdjęć mało, bo jak zwykle nie chciało się zatrzymywać. Ale jest filmik. I to jaki :)

&feature=player_embedded

Ja z odzyskanymi siłami :)


Panorama z miejsca, w którym zwykle robimy postój na zdjęcia.


I wszyscy pod knajpą

Singletrek pod Smrkiem

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(4)
W skrócie: Singletrack to coś zajebistego i trzeba tam koniecznie wrócić!
Tylko jedna pętla, bo złapał nas deszcz.
Byłam też na Rychlebskich ścieżkach, ale jednak bardziej cenię sobie Singletrack.
Zdjęć mało, bo żal było się zatrzymywać :)







Pierwszy raz w górach

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(1)
Ale nie mój oczywiście, bo ja to już stara góralka jestem :P Ale bynajmniej nie z formy :)
Był to pierwszy górski raz dla Eligiusza. Jeździ chłopina na rowerze już kawał życia, a dopiero jego własny synuś zabrał go w góry w jedyny słuszny sposób - terenowo. Bo szosowa jazda po górach już zaliczona kilkanaście lat temu.
Ogólnie wycieczka bardzo fajna, ale że opisuję ją 7 miesięcy po fakcie to już nie za wiele pamiętam, więc od razu wrzucam fotki :)

Pierwszy Eligiuszowy górski terenowy podjazd


A tu ja się skradam




Uśmiech nr 3




Tiru riru kupka żwiru :) W kopalni Stanisław


Podjazd podjazdem, ale inne ćwiczenia ogólnerozwojowe też muszą być


Znajdź rowerzystę


Jak zwykle wlokę się z tyłu






Po takim oto cudzie jechaliśmy dobry kawał drogi


Asfalty też mogą być fajne