Miało być miło, ale Adam (niezdara) popsuł rower. W efekcie spod samego szczytu Wysokiego Kamienia musieliśmy zjechać do centrum Szklarskiej i poszukać obejmy podsiodłowej. Udało się, ale pierwotny plan wziął w łeb. Wobec tego pojechaliśmy do wodospadu Szklarki i wróciliśmy do domu zielonym szlakiem wzdłuż Kamiennej.
- Tak powiedziałam jakiś czas temu no i proszę! Po 8 miesiącach opisuję wycieczkę i oficjalnie wznawiam bloga :) Co do wycieczki: do nas (Adam i ja), do Jakuszyc przyjechała wesoła gromadka z Warszawy w składzie 4 osobowym. Ponieważ Izery to takie pagórki, a nie góry; niektórzy z nich nie byli specjalnie rowerowi. Np Gosia (która swoją drogą popierdzielała jak mała lokomotywa), na swoim trekkingu złapała gumę. Było kilka prób naprawienia tegoż defektu, ale nie wyszło (mimo łatek) :) Nie pytajcie o powody :P Jako, że podczas całej wycieczki ciągle lało, a temperatura wynosiła ok 10 st Celsjusza (283 Kelviny, 50 Fahrenheitów, 510 Rankinów) - czyli "cholernie zimno" w skali Marysi, postanowiliśmy wrócić do domu najprostszą drogą, żeby później przyjechać po Gosię samochodem. Więcej grzechów nie pamiętam...
Zimno, pada; a guma Gosi w ukryciu wydaje ostatnie tchnienia
Trach! Guma pękła, a my w uroczych okolicznościach przyrody (zwracam uwagę na podłoże) próbujemy wspólnymi siłami coś z tym zrobić
A po powrocie do cywilizacji, uraczyliśmy się jednym z najwspanialszych jej odkryć - pizzą! I to mega pizzą! (Źle na mnie wpływa powrót na bs. Jedyny skutek - bardzo chce mi się pizzy)
Kolejny wpis z wakacji... Tylko 4 miesiące opóźnienia... ^_^; W nocy dotarła do nas do Jakuszyc pierwsza fala Warszawiaków w składzie: Michał, Gosia i Magda, więc rano ruszyliśmy w góry. Zaczęło się kiepsko, bo padał deszcz, wiało i było niesamowicie zimno. Gdy dotarlismy do kopalni "Stanisław", widoczność sięgała w porywach kilku metrów i bylismy naprawdę blisko zrezygnowania. Potem jednak pogoda trochę się poprawiła i wycieczka wyszła sympatyczna. Były naleśniki w Chate Górzystów, była Izera, były Czechy, było piwo i końska pornografia... :)
Na początek: Ja (jakby ktoś zapomniał jak wyglądam :))
Adam, Michał i Magda z okazji pierwszego, acz wcale nie ostatniego, flaka.
W poniedziałek, podczas wieczornego spaceru, 400m od kwatery skręciłam kostkę. W związku z tym, wtorek spędziłam smarując nogę Altacetem, obwiązując bandażami elastycznymi i przeprowadzając indiańskie rytuały lecznicze. W środę zaś rano kazałam Adamowi poluzować sprężyny w pedałach i pojechaliśmy w góry. Miało być lajtowo i tylko na piwko w Orlu, ale jakoś tak wyszło, że dotarliśmy na czeski Smrk i później zaliczyliśmy jeszcze kilka innych "pepiczkowych" szczytów. Adam twierdzi, że jestem cyborgiem. Czy ja wiem...? :)