Punch and cookies!
Sobota, 16 kwietnia 2011
· Komentarze(2)
Kategoria Wycieczki z jajem, Zalew Sulejowski i przyległości
Tak na serio, to nie było ani ponczu ani ciasteczek, ale jakaś reklama musi być. Ale za to było ognisko, piwo i moczenie nóg (jak to zwykle bywa na wycieczce z Adamem i Siwym).
Moczenie nóg miało miejsce nawet parę razy, tak to nam nasz przewodnik Adam dobrał trasę "na czuja" :) było też jak zwykle dużo jazdy bez ścieżek i takie tam różne atrakcje.
Jak to zwykle bywa, przy opisywaniu wycieczek 3 miesiące po fakcie, już za bardzo szczegółów nie pamiętam, ale wiem, że było zajebiście :) Na szczęście są zdjęcia, które może powiedzą coś więcej niż ja zdołałam napisać.
A oprócz zdjęć jest super mega wypas filmik, który nakazuję wam obejrzeć, bo jest naprawdę mistrzowski :)
Adam i Siwy cisną
Lans w Inowłodzu
To jeszcze zdołaliśmy przejechać bez moczenia, ale nasza radość nie trwała długo...
...bo tam gdzie widać drzewa płynęła rzeka. Taka duża rzeka :)
O, taka:
Przygoda była taka, że nawet pisano o niej później pieśni:
Rowerzyści wszyscy trzy;
Chcieli przejść przez rzeczkę;
Nie wiedzieli jak;
Znaleźli kładeczkę;
Kładka była zła;
Skąpali się wszyscy trzej;
Sibom sibom sialalalalalala;
Sibom sibom sialalalala.
Na szczęście uprzednio wszyscy zdjęli buty i skarpetki :)
A najśmieszniejsze było to, że jak już po pierwszej przeprawie założyliśmy skarpetki i buty, okazało się, że nasza droga i tak prowadzi przez jakieś mokradła, które nas pokonały i tak czy siak porządnie zmoczyliśmy buty :)
Dalej było, równie fajnie, bo było ognisko...
... i ambona, która również sprawiała dużo radości :)
Trochę jazdy też było
i bunkry
Dalej jeszcze jedna przeprawa ze zdejmowaniem butów, ale tym razem nie przez przewodnika, bo jechaliśmy grzecznie szlakiem jak pan bóg przykazał, tylko, że mostek się zarwał :)
Ale było jeszcze piwko, z którym każdy ma zdjęcie :)
Takim oto miłym akcentem kończę wpis i mam nadzieję, że następny uda mi się zrobić wcześniej niż za 3 miesiące :)
Moczenie nóg miało miejsce nawet parę razy, tak to nam nasz przewodnik Adam dobrał trasę "na czuja" :) było też jak zwykle dużo jazdy bez ścieżek i takie tam różne atrakcje.
Jak to zwykle bywa, przy opisywaniu wycieczek 3 miesiące po fakcie, już za bardzo szczegółów nie pamiętam, ale wiem, że było zajebiście :) Na szczęście są zdjęcia, które może powiedzą coś więcej niż ja zdołałam napisać.
A oprócz zdjęć jest super mega wypas filmik, który nakazuję wam obejrzeć, bo jest naprawdę mistrzowski :)
Adam i Siwy cisną
Lans w Inowłodzu
To jeszcze zdołaliśmy przejechać bez moczenia, ale nasza radość nie trwała długo...
...bo tam gdzie widać drzewa płynęła rzeka. Taka duża rzeka :)
O, taka:
Przygoda była taka, że nawet pisano o niej później pieśni:
Rowerzyści wszyscy trzy;
Chcieli przejść przez rzeczkę;
Nie wiedzieli jak;
Znaleźli kładeczkę;
Kładka była zła;
Skąpali się wszyscy trzej;
Sibom sibom sialalalalalala;
Sibom sibom sialalalala.
Na szczęście uprzednio wszyscy zdjęli buty i skarpetki :)
A najśmieszniejsze było to, że jak już po pierwszej przeprawie założyliśmy skarpetki i buty, okazało się, że nasza droga i tak prowadzi przez jakieś mokradła, które nas pokonały i tak czy siak porządnie zmoczyliśmy buty :)
Dalej było, równie fajnie, bo było ognisko...
... i ambona, która również sprawiała dużo radości :)
Trochę jazdy też było
i bunkry
Dalej jeszcze jedna przeprawa ze zdejmowaniem butów, ale tym razem nie przez przewodnika, bo jechaliśmy grzecznie szlakiem jak pan bóg przykazał, tylko, że mostek się zarwał :)
Ale było jeszcze piwko, z którym każdy ma zdjęcie :)
Takim oto miłym akcentem kończę wpis i mam nadzieję, że następny uda mi się zrobić wcześniej niż za 3 miesiące :)