Ciężko panie po tych górach :)

Piątek, 10 sierpnia 2012 · Komentarze(7)
Trasa na ten dzień była zaplanowana już dawno temu, bo we wszystkich internetach na całym świecie ludzie rozpisywali się, że warto, a właściwie to trzeba. A chodziło o trasę wzdłuż granicy od Smrka aż do Złotego Stoku. Aż tak daleko nie zamierzaliśmy jechać, ale chociaż kawałek trzeba było zaliczyć. Swoją drogą to był to ten sam zielony szlak wzdłuż granicy w Masywie Śnieżnika, który znamy i lubimy. Jeśli była szansa, że jego dalsza część będzie równie fajna, to trzeba było jechać. Otóż była równie fajna, ale trochę inna, bo nie było rąbanki tylko był flow. Kilkadziesiąt kilometrów miłego singla. Tzn tak słyszeliśmy, bo jechaliśmy tylko część :)
Do Ramzovej dostaliśmy się pociągiem, żeby oszczędzić sobie podjazdu asfaltem. Zaczynamy podjazdem na Smrk niebieskim szlakiem. Ot szutrówka, która niczym by się nie wyróżniała, gdyby nie to, że po lewej stronie cały czas płynął urokliwy potok. Już mi się podobało w tych górach :)


Ale naprawdę zaczęło mi się podobać po dotarciu na szczyt, po pierwsze dlatego, że szutrówka zamieniła się we wspomniany singiel, a po drugie dlatego, że teraz miało być w dół :)


Wspominałam już, że cały czas był singiel?


No i nadal singiel. Singiel pod Smrkiem :)


Flow się skończył jak się zaczęło podejście na Kowadło. Wcześniej też było prowadzenie pod jakąś górę, ale załóżmy, że to liczy się w kategorii "flow", bo było prowadzenie, a nie wnoszenie:)
No ale mówi się trudno i niesie się dalej.


Za Špičákiem odbiliśmy z zielono-żótego szlaku na czerwony żeby dotrzeć na Hraničky - dawniej osada, a po wysiedleniach po wojnie została tam urokliwa hala z ruinami




Na łące się walnęliśmy na trawię i trochę się nam usnęło :)


Zrobiliśmy też kilka zdjęć bez wstawania z ziemi. Tylko wyciągaliśmy w górę rękę z aparatem :) Tacy to jesteśmy leniwi


Później trzeba było niestety podnieść tyłki i ruszyć dalej. Dalszą część miłego szlaku zostawiliśmy sobie na kiedy indziej, a tymczasem ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Javornika na pociąg.


Hraničky były naprawdę urocze




Po drodze minęliśmy jeszcze ruiny zamku Hrad Rychleby


A na stacji Adam jak zwykle jarał się pociągami. A trasy pociągiem w tamtych rejonach są naprawdę bardzo ładne. Gdyby nie to, że trzeba było jeździć na rowerach, Adam pewnie wyciągałby mnie na zwiedzanie pociągami :)


A przy okazji na tej wycieczce pobiłam swój Vmax :P


A na koniec profil trasy. Zaczęliśmy wysoko, skończyliśmy nisko, a ja i tak miałam wrażenie, że jest cały czas pod górę :)

Komentarze (7)

Nie, jeszcze nikt nam nie mówił :)

marysia 14:57 środa, 5 września 2012

Mówił juz wam ktoś, jak żałosne jest te wwożenie rowerów na górki i leniwe zjeżdżanie? Pasujecie do hulajnoga-stats..

apchil 14:37 środa, 5 września 2012

bartek001, jak patrzę na te zdjęcia to też sobie zazdroszczę :) U nas też płasko i nudno, a na wakacjach niestety jest się tylko parę dni w roku;
alkor, no niby tak, ale ile to się trzeba przy tym namachać :)
Gość, w sumie domyśliłam się, że to nie ja taką prędkość ukręciłam :)

marysia 21:41 poniedziałek, 3 września 2012

Ten model licznika tak ma, wystarczy oprzeć rower o metalową barierkę, o ścianę co ma dużo zbrojenia z drutu itd...Kosmiczne prędkości wtedy wychodzą:)

Gość 18:59 poniedziałek, 3 września 2012

Po co komu pociąg jak sama osiągasz prędkość bijąca takowy na łeb kilkukrotnie:D

alkor 18:51 poniedziałek, 3 września 2012

Strasznie wam zazdroszczę widoków i tras. U mnie ciągle wieje i płasko.

bartek001 18:20 poniedziałek, 3 września 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa asasi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]