Ciężko panie po tych górach :)
Do Ramzovej dostaliśmy się pociągiem, żeby oszczędzić sobie podjazdu asfaltem. Zaczynamy podjazdem na Smrk niebieskim szlakiem. Ot szutrówka, która niczym by się nie wyróżniała, gdyby nie to, że po lewej stronie cały czas płynął urokliwy potok. Już mi się podobało w tych górach :)
Ale naprawdę zaczęło mi się podobać po dotarciu na szczyt, po pierwsze dlatego, że szutrówka zamieniła się we wspomniany singiel, a po drugie dlatego, że teraz miało być w dół :)
Wspominałam już, że cały czas był singiel?
No i nadal singiel. Singiel pod Smrkiem :)
Flow się skończył jak się zaczęło podejście na Kowadło. Wcześniej też było prowadzenie pod jakąś górę, ale załóżmy, że to liczy się w kategorii "flow", bo było prowadzenie, a nie wnoszenie:)
No ale mówi się trudno i niesie się dalej.
Za Špičákiem odbiliśmy z zielono-żótego szlaku na czerwony żeby dotrzeć na Hraničky - dawniej osada, a po wysiedleniach po wojnie została tam urokliwa hala z ruinami
Na łące się walnęliśmy na trawię i trochę się nam usnęło :)
Zrobiliśmy też kilka zdjęć bez wstawania z ziemi. Tylko wyciągaliśmy w górę rękę z aparatem :) Tacy to jesteśmy leniwi
Później trzeba było niestety podnieść tyłki i ruszyć dalej. Dalszą część miłego szlaku zostawiliśmy sobie na kiedy indziej, a tymczasem ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Javornika na pociąg.
Hraničky były naprawdę urocze
Po drodze minęliśmy jeszcze ruiny zamku Hrad Rychleby
A na stacji Adam jak zwykle jarał się pociągami. A trasy pociągiem w tamtych rejonach są naprawdę bardzo ładne. Gdyby nie to, że trzeba było jeździć na rowerach, Adam pewnie wyciągałby mnie na zwiedzanie pociągami :)
A przy okazji na tej wycieczce pobiłam swój Vmax :P
A na koniec profil trasy. Zaczęliśmy wysoko, skończyliśmy nisko, a ja i tak miałam wrażenie, że jest cały czas pod górę :)